Mikołaj Kopernik jako lekarz praktyk
Pamięci doktora Stanisława Flisa (1902–1976)
członka honorowego
Polskiego Towarzystwa Historyków Medycyny,
pierwszego prezesa
Towarzystwa Miłośników Olsztyna
Jesienią 1491 r., osiemnastoletni Mikołaj Kopernik rozpoczyna w krakowskiej Akademii, na Wydziale artium (sztuk wyzwolonych), swą długoletnią drogę edukacyjną. To miały być cztery kolejne uniwersytety i po rocznej przerwie w międzyczasie, miało to się wreszcie zakończyć po dwunastu latach, 31 maja 1503 r., doktoratem prawa kanonicznego, nadanym mu przez uniwersytet w Ferrarze.
W perspektywie dalszych lat życia naszego tytułowego bohatera, w perspektywie jego dalszych życiowych dokonań, najważniejszą dyscypliną naukową, którą wszelako przyszło mu studiować raczej marginalnie, na Akademii Krakowskiej, okazała się jednak astronomia. Mówił o tym wprost, w perspektywie czasu: „Jeżeli godność nauk mamy oceniać według ich przedmiotu, to bez porównania najprzedniejszą z nich będzie ta, którą jedni nazywają astronomią, inni astrologią, a wielu z dawniejszych – szczytem matematyki. I nic dziwnego, skoro ta właśnie nauka, będąca głową sztuk wyzwolonych i najbardziej godna człowieka wolnego, opiera się na wszystkich niemal działach matematyki: arytmetyka, geometria, optyka, geodezja, mechanika i jeśli są jeszcze jakieś inne – wszystkie się na nią składają”1. Tych pochwał dotyczących astronomii znajdziemy u niego więcej. Daremnie szukać jednak podobnych wynurzeń na temat dyscyplin, które były wszakże głównym, a nie ubocznym przedmiotem jego studiów, a mianowicie na temat prawa kanonicznego i medycyny. A to dlatego, że zarówno prawo kanoniczne jak i medycynę studiował wyłącznie z obowiązku. Cały bowiem tok studiów Kopernika podporządkowany był od początku do końca dwóm czynnikom: woli jego wuja, biskupa warmińskiego Łukasza Watzenrodego, który sprawował nad nim opiekę po wczesnej śmierci ojca, a następnie woli kapituły warmińskiej, której został Kopernik członkiem za sprawą wuja. Otóż w zamyśle wuja, jego siostrzeniec miał podążać krok w krok śladami jego własnej kariery kościelnej, aby w ostatecznym rezultacie zastąpić wuja na warmińskim stolcu biskupim w Lidzbarku. Sprawę tę, którą przeoczyli wcześniejsi badacze, w 1943 r. wyjaśnił przekonywująco znany historyk Warmii epoki Kopernika Hans Schmauch (1887–1966)2. Autor ten zwrócił uwagę, iż sprawa, na pozór nieprawdopodobna, w rzeczywistości była prosta, a składa się też na nią wiele faktów. Trzeba więc przede wszystkim przypomnieć, że biskupstwo warmińskie było egzymowane, czyli wyjęte spod władzy metropolii ryskiej, właściwej dla Prus, podlegało zaś bezpośrednio Stolicy Apostolskiej (ecclesia Sedi Apostolice immediate subiecta)3. Wystarczyło tedy, aby biskup warmiński zwrócił się do papieża o mianowanie proponowanego przez siebie koadiutora, z prawem następstwa po śmierci. I tyle. Właśnie tę drogę obrał w stosunku do Watzenrodego jego poprzednik, biskup Mikołaj Tungen, gdy jednak wszczął odpowiednie starania, jego nagła śmierć przeszkodziła w ich realizacji. Plan ten w stosunku do Kopernika był realizowany od samego początku z pełną konsekwencją, przy czym Kopernik musiał być oczywiście świadomy celu, jaki przyświeca wujowi i postępować – przynajmniej na etapie wstępnym – w myśl jego wskazań. Ów etap wstępny to przede wszystkim osiągnięcie kanonikatu warmińskiego i ukończenie studiów w zakresie prawa kanonicznego, uwieńczonych doktoratem. Czyli dokładnie to, co na drodze swej kariery kościelnej osiągnął Watzenrode4. Potem sprawa już była prosta.
I tak, po czterech latach studiów w Krakowie na Wydziale artium, czyli tzw. sztuk wyzwolonych, wuj nie dał mu ich ukończyć, lecz przywołał do siebie na Warmię, aby wprowadzić go do kapituły. W świetle bowiem statutów kapituły warmińskiej, ukończenie przez kanonika studiów wyższych zamykałoby mu możliwość dalszego studiowania. A zatem taktyka przyjęta przez wuja była dlań korzystna, co też Kopernik musiał w pełni doceniać. Zdawało się, iż objęcie przez Kopernika kanonikatu, który w tymże właśnie roku zawakował po śmierci jednego z kanoników (Johannes Zanau, zm. 26 sierpnia 1495 r.), nie powinno przedstawiać żadnego problemu. Tymczasem jednak ostry spór biskupa z kapitułą na tle kompetencyjnym, stał się powodem, że siostrzeniec biskupi został przez kapitułę potraktowany jako persona non grata i w ten sposób na zwierzchniku diecezji starano się wymusić kompromis. W rezultacie jednak Kopernik tkwił bezczynnie na dworze biskupim w Lidzbarku cały rok, aż Watzenrode – wciąż nieustępliwy wobec kapituły – u schyłku lata 1496 r. zdecydował się wysłać go na koszt własny do Bolonii, a więc właśnie tam, gdzie on sam studiował niegdyś prawo kanoniczne. Tak więc u schyłku 1496 r. Kopernik rozpoczął swe studia we Włoszech5. Wkrótce potem stosunki między kapitułą a biskupem ułożyły się na tyle dobrze, iż po dwuletnim wakansie, oczekujący na Kopernika kanonikat (którego kapituła nie ważyła się jednak powierzyć komu innemu), został mu przyznany. Tak czy owak, biskup musiał przełknąć upokorzenie i to niejako podwójnie, ponieważ kapituła zdawała sobie sprawę, że jedynie osobiste objęcie kanonikatu przez Kopernika we Fromborku byłoby równoznaczne z przyznaniem mu prawa do dochodów, lecz przecież było rzeczą oczywistą, że Kopernik na to się nie zdecyduje, ponieważ wyprawa z Bolonii do Fromborka i z powrotem, tylko w tym celu, była dlań nieopłacalna, równałaby się bowiem z utratą całego roku. Objął więc swój kanonikat przez pełnomocnika, ale w świetle ogólnej taktyki przyjętej przez wuja w stosunku do jego osoby musiało to liczyć się jako istotny krok do przodu6. Był już więc oto kanonikiem, ponieważ zaś nie ukończył dotąd żadnych studiów, w myśl obowiązujących go od tej pory statutów kapituły, mógł bez przeszkód studiować przez okres trzech lat, po czym – jeśli z usprawiedliwionych powodów studiów nie ukończył – mógł ubiegać się o zgodę na ich ukończenie7. Zatem po czterech latach studiów prawniczych w Bolonii, a w rzeczywistości po trzech latach liczonych statutowo, Kopernik miał prawo oczekiwać, że kapituła winna mu przyznać jeszcze dwa lata do pełnego, pięcioletniego limitu. I w tym celu zjawił się po raz pierwszy we Fromborku, stanąwszy osobiście przed obliczem kapituły na jej posiedzeniu 28 lipca 1501 r., przedkładając odpowiednią petycję: Mikołaj – czytamy w protokole z tego posiedzenia – który „już trzy lata za zgodą kapituły przebywał na studiach”, pragnął zakończyć je w ostatecznym terminie dwóch lat. W myśl statutów kapituła przychyliła się, zwłaszcza że Mikołaj przyrzekł studiować medycynę i może być w przyszłości „pożytecznym doradcą lekarskim naszego Przewielebnego Zwierzchnika i panów z kapituły”8.
Oto więc trzy powody, dla których z ochotą wracał do Włoch:
– Aby zadośćuczynić życzeniu swego dobrodzieja, bez którego pomocy ani nie byłby członkiem kapituły, ani nie mógłby marzyć o pobycie we Włoszech, ze względu na wysokie koszty z tym związane – winien był ukończyć studia prawnicze z doktoratem.
– Aby spełnić wolę kapituły, która zapewniała mu spokojny byt na całe życie, bez żadnych trosk materialnych – winien był równocześnie podjąć studia medyczne.
– Był tym wysoce zainteresowany osobiście, ponieważ dalszy pobyt we Włoszech umożliwiał mu kontynuowanie własnych przedsięwzięć hobbystycznych, związanych z badaniami astronomicznymi, zmierzającymi do udowodnienia ruchomości Ziemi. Bo jak świadczy jego uczeń Jerzy Joachim Retyk, który szczęśliwym zrządzeniem losu zdąży zjawić się we Fromborku jeszcze za życia swego „Pana Nauczyciela”, aby zachęcić go do opublikowania rękopisu De revolutionibus – „w naukach i sztukach umysł swój ukształciwszy, we Włoszech, w czasie wolnym całą astronomię twórczym umysłem objął i z niesłychaną pracą udoskonalił, z podziwem wszystkich tej nauki znawców”9. W De revolutionibus sam będzie chwalił tamto włoskie niebo, jakiego nie znalazł już tutaj na Warmii – „nam bowiem, zamieszkującym surowszą krainę, gdzie cisza powietrza jest rzadsza, natura odmówiła tej wygody…”. Tamtemu włoskiemu niebu zawdzięczał cały bagaż empirii, wszystkie najważniejsze obserwacje, których wyniki zacytuje w swym dziele. I w tej intencji gotów był ponieść wszelkie dodatkowe trudy, jakie wiązały się dlań zarówno ze studiami prawniczymi w Bolonii, jak i studiami medycznymi w Padwie. Jak wiadomo zadaniu temu sprostał, bo sprostać musiał – we własnym interesie.
O studiach medycznych Kopernika pisano o tyle, o ile pośrednio dało się o nich coś powiedzieć. Przypomnijmy, że Padwa należała wówczas do Republiki Weneckiej i bogata Wenecja zadbała w sposób szczególny o swój padewski uniwersytet, pozyskała dlań najlepszych uczonych, zaś studium medyczne dominowało na tej uczelni. Co więcej – stanowisko rektora przysługiwało statutowo wyłącznie profesorom medycyny. S. Szpilczyński pisze, że uczelnia padewska, „stała się głównym centrum badań anatomicznych, chirurgii, systematyki w nauce lekarskiej itd.” Stała się kuźnią metodyków, którzy wnioskując z objawów choroby, ze stanu ogólnego pacjenta, „zapoczątkowali rozwiniętą później obserwację typu klinicznego (…) i w zależności od stanu chorobowego stosowali rozcierania, masaże, gimnastykę, okłady, kąpiele zwykłe i mineralne, diety, posty itp.” Starano się przeto oddziaływać na organizm przede wszystkim w sposób fizykalny, a gdy to nie dawało skutku, uciekano się do leczenia chirurgicznego. Dopiero w trzecim etapie postępowania leczniczego aplikowano leki ze świata zarówno roślinnego, zwierzęcego, jak i mineralnego10.
Statuty uniwersyteckie z okresu studiów Kopernika świadczą, że od 1495 r. studia medyczne w Padwie trwały trzy lata. Na pierwszym roku profesorowie medycyny teoretycznej wykładali część kanonów Awicenny (980–1037), najwybitniejszego lekarza czasów średniowiecza. Kanony te tworzyły pięcioksiąg, w którym zawarta była cała ówczesna wiedza lekarska z zakresu medycyny wewnętrznej, chirurgii, chorób zakaźnych, neurologii, jak też ogólna nauka o chorobach, farmakologii, stosowaniu fizycznych metod leczenia, a więc ćwiczeń fizycznych itd. Na drugim roku studiów wykładano aforyzmy ojca medycyny Hipokratesa (ok.460–377 p.n.e.) z komentarzem lekarza cesarzy rzymskich Klaudiusza Galena (ok. 130 – ok. 200), a w razie ich ukończenia przed upływem roku akademickiego powracano do Hipokratesa, by studiować jego księgi prognostyków (Praesagiorum libri tres). Tu zwróćmy uwagę, że podręcznik ten, wraz z dołączoną do niego rozprawką Hipokratesa o sposobie odżywiania się (De ratione victus, Paryż 1511), znajdzie się później pośród kolekcji ksiąg medycznych w posiadaniu Kopernika. To samo dotyczy owych kanonów Awicenny, w opracowaniu Hugona ze Sieny (Wenecja 1425), współprawnych z Jana Michała Savonaroli Opus medicinale (Wenecja 1486), profesora w Padwie i Ferrarze (ok. 1385–1462)11. Dwa ostatnie dzieła cenił sobie wysoce, skoro zapisze je w testamencie przyszłemu medykowi w kapitule, okuliście Fabianowi Emerichowi. Przy Awicennie wprowadził szereg własnych dopisków w odniesieniu do chorób wątroby, śledziony i krwotoków12. I wreszcie na trzecim roku studiów czytano już samego Galena jako klasyka, z komentarzami Trusiana z Florencji lub Jacoba13. Zwrócono też uwagę na to, iż w Padwie odbywały się pokazy anatomiczne, w których uczestniczyli studenci po ukończeniu pierwszego roku studiów. Pokazy te opierały się na sekcji zwłok i demonstrowaniu poszczególnych narządów wewnętrznych ciała ludzkiego przy równoczesnym czytaniu odpowiednich tekstów z podręcznika anatomii Mondina de Lucci (ok. 1275–1326), niegdyś profesora medycyny w Bolonii14.
Wszelako studia medyczne Kopernika w Padwie trwały nie trzy, lecz dwa lata, gdyż dłużej, jak wiemy, studiować nie było mu wolno. Musiało to jednak oznaczać, że uzyskał przynajmniej licencjat, co już upoważniało go do podjęcia praktyki lekarskiej15. Być może ów skrócony okres studiów tym bardziej mobilizował jego pilność. Mógłby o tym świadczyć fakt, iż w okresie studiów kompletował już w zaczątku swój przyszły księgozbiór medyczny. Obok wspomnianych już dzieł, zakupił np. dzieło Valescusa Practica medicinae alias Philonium pharmaceuticum et chirurgicum (Lyon 1490), umieściwszy na okładce swój autograf, a wewnątrz mnóstwo własnych uwag, w tym po grecku, co najwidoczniej zdradza jego młodzieńczy jeszcze entuzjazm do studiowanego równocześnie ojczystego języka Hipokratesa. To obszerne dzieło zawiera opisy poszczególnych chorób, ich objawy, czas trwania, sposób rozpoznawania, leczenie, które ma uwzględniać dietę i odpowiednie napoje. Na końcu mowa o leczeniu ran, metodzie ich zszywania, o chorobach skórnych. I chociaż dzieło jest kompilacją Hipokratesa, Galena i innych, wolne jest od scholastycznych dywagacji, uderza w nim natomiast rzeczowość, co chyba nie dziwi, skoro Valescius napisał swe dzieło po 38 latach własnej praktyki lekarskiej. Kopernik szczególnie je sobie cenił, skoro i ono także dostanie się później w testamencie Fabianowi Emerichowi16.
Z pewnością nabył też w czasie studiów dzieło Rzymianina z I wieku Pliniusza Starszego Historia naturalis, zawierające encyklopedyczny opis przyrody żywej i nieożywionej oraz w drugiej części zarys praktyki medycznej, wraz z wykładem psychologii. Miał Kopernik aż dwa wydania tego dzieła, wpierw weneckie z 1487 r., a po studiach także rzymskie z 1473 r. Może to drugie otrzymał od kogoś w prezencie? W pierwszym, w części lekarskiej, są jego liczne notatki, mnóstwo twórczych uzupełnień i zakreśleń. I tu uwaga: Pliniusz okazał się też oparciem dla jego wywodów astronomicznych, gdyż w owym drugim egzemplarzu są już notatki dotyczące chronologii, a także stąd zostanie przeniesiony cytat do De revolutionibus mówiący o Słońcu, które już w mniemaniu starożytnych królowało pośród planet. Wszystko zaś, co mówili starożytni na temat ruchomości Ziemi, w zgodzie z jego własną teorią, było dlań tak bardzo ważne, że nie omieszka we wstępie dedykowanym papieżowi użyć tego jako argumentu uzasadniającego śmiałość swej własnej myśli na ten temat. Sformułuje więc ową myśl w toku wywodów naukowych, ale także – ku naszemu zaskoczeniu – językiem poety: „Tak więc zaprawdę Słońce, jakby na tronie niebieskim zasiadając, kieruje rodziną planet krzątających się dokoła”. Powiedział to w De revolutionibus, językiem wziętym z Pliniusza17.
Wymienimy tu na koniec jeszcze dwa inne dzieła, wspólnie oprawione, które później zapisze Kopernik „bibliotece zamku biskupiego w Lidzbarku”. Jest to Chirurgia Pietra de Argellata, żyjącego na początku XV wieku (Wenecja 1499) oraz zbiór medyczny Mateusza Silvaticusa (Wenecja 1498). Pierwsze z nich to cenna rzadkość. Autor proponuje, aby czytelnik uczył się na jego własnych błędach i dzieli się z nim własnymi spostrzeżeniami. Zawiera pięcioksiąg o kosmetyce, chorobach włosów, skóry, oczu, o leczeniu potliwości, zaleca kateter rektalny na schorzenia pęcherza (dziś stosowany przy kolce u niemowląt!), traktuje też o złamaniach kości. Drugie dzieło stanowi podręcznik napisany około 1330 r., zawierający opis roślin leczniczych – i tu dopiero są zapiski Kopernika oraz kilka jego recept. Zwrócono uwagę, że dopiero po Koperniku miał powstać lepszy podręcznik tego typu18. Cytowani tu autorzy przytaczają szereg dalszych dzieł medycznych posiadanych przez Kopernika w latach jego własnej praktyki lekarskiej, w których pełno jego własnych podkreśleń i glosów, zdradzających studia nigdy nie ustające, jak przystało rzetelnemu medykowi. Z tych przytoczmy choćby dzieło Bartłomieja z Montagnany Concilia medica (Wenecja 1499). Inkunabuł liczy aż 414 kart i oprócz cennych rad medycznych zawiera dodatkowe rozprawki – m.in. o łaźniach padewskich, o składzie i dawkowaniu lekarstw, recepturę, traktat o lekarstwie na ukąszenia. Kopernika szczególnie zainteresował traktat zaczynający się dopiero na karcie 339, o sposobie przyrządzania lekarstw, albowiem tu dopiero są jego własnoręczne notatki z datą roczną 1526, kiedy liczył już 53 lata i raczej chyba nic jeszcze nie zapowiadało jego nieustających wizyt u cierpiącego na nerki biskupa Maurycego Ferbera19. Zważmy, iż ostatnie za życia dwa dzieła medyczne dotrą do jego rąk kolejno w latach 1538 i 1539, czyli na kilka lat przed śmiercią. Pierwsze z nich, to podręcznik Pawła z Eginy o leczeniu przy pomocy dietetyki, farmaceutyki i chirurgii (Bazylea 1538) i drugie, podstawowe w diagnostyce medycznej dzieło Gallena, sześcioksiąg o ustalaniu miejsc dotkniętych chorobą (Paryż 1513). To ostatnie było własnością zmarłego akurat wikariusza fromborskiego i za pośrednictwem Kopernika trafiło do rąk świeżo wyświęconego biskupa chełmińskiego Tiedemanna Giesego, biskupiego przyjaciela Kopernika, do niedawna członka kapituły warmińskiej. Teraz Giese rezydował w Lubawie i czuł się niezdrów, więc właśnie do niego w 1539 r. pospieszył Kopernik z poradą lekarską i z owym dziełem w upominku. W dedykacji zamieszczonej przy diagnostyce napisał: „Łaskawy Czytelniku, staraj się usilnie, ażeby to, co się tutaj przytacza jako należące do rynsztunku medycyny, pilnie wertować i jeszcze pilniej sobie przyswoić, a wszystkimi siłami umysłu zmierzaj, ażeby tego wezwania nie puścić lekko mimo uszu”20. I na tym winniśmy tutaj poprzestać. Dokładny przegląd księgozbioru medycznego robili już inni autorzy, cytując niezliczone jego noty. I choć żaden z nich nie był w stanie zacytować i skomentować wszystkiego, to jednak niektórzy zadali sobie wiele trudu, być może trochę też po to, aby tym sposobem rozbawić czytelnika.
Ð
Tak uzbrojony w wiedzę, nabytą już to z obowiązku (prawo i medycyna), już to z powodu własnych skłonności hobbystycznych (astronomia z matematyką i geometrią sferyczną), zjawia się Kopernik u schyłku lata 1503 r. w Lidzbarku, by oddać się do dyspozycji wuja. Więc jednak nie do dyspozycji kapituły, gdzie byłoby jego właściwe miejsce i gdzie czekały nań określone obowiązki statutowe, które dawałyby mu prawo, jako kanonikowi rezydującemu, uczestniczenia w dochodach. Skoro jednak znalazł się u boku wuja, nie był kanonikiem rezydującym, ani delegowanym przez kapitułę, co oznacza, że nie przysługiwały mu dochody z racji posiadania prebendy. Bo z punktu widzenia wuja rzeczą najważniejszą dla siostrzeńca była praktyka u dworu biskupiego, skoro sam miał w końcu zostać biskupem. Jednakże w świetle późniejszych kroków poczynionych przez Kopernika już teraz był on zdecydowany iść własną drogą – zupełnie odmienną od tej, którą umyślił dlań jego dobrodziej. Zdawał sobie sprawę, że kariera kościelna musiałaby przekreślić jego plany życiowe, związane z pracą badawczą, której celem miało być udowodnienie ruchomości Ziemi. A zatem pobyt na dworze biskupim oznaczał dlań nieujawnioną na razie konfrontację dwóch zupełnie odmiennych postaw. Trzeba było aż siedmiu lat, aby siostrzeniec zdecydował się w końcu, z ogromną pokorą i ze specjalnie na tę chwilę przygotowanymi przeprosinami, powiedzieć wujowi: „nie!”.
Tymczasem jednak bezwolnie uczestniczył u boku wuja, na pozór w zgodzie z jego życzeniem, we wszystkim, co w wewnętrznej polityce Prus Królewskich, jak też w politycznej konfrontacji z wielkim mistrzem w Królewcu i z dworem polskim w Krakowie, było najważniejsze. A było to rzeczą o tyle prostą, że nie tylko w samej Warmii, ale w całych Prusach Królewskich osobą najważniejszą był właśnie biskup Łukasz Watzenrode, który przewodniczył radzie pruskiej i wraz z nią zwoływał zjazdy przedstawicieli ziem i miast, dla omówienia najważniejszych spraw tego kraju. Był też Watzenrode zaufanym doradcą kolejnych królów polskich, po Janie Olbrachcie również aktualnie zasiadającego na tronie króla Aleksandra. W podróżach biskupa na zjazdy stanów lub w orszaku towarzyszącym królowi podczas wizyty w Prusach nigdy nie zabrakło Kopernika. Nie będziemy tu oczywiście wchodzili w szczegóły, z jednym tylko wyjątkiem. Wydaje się mianowicie, iż należałoby wspomnieć o wysoko prawdopodobnym uczestnictwie Kopernika w wielotygodniowej podróży u boku wuja, do tronu królewskiego w Wilnie, odbytej przez biskupa warmińskiego na życzenie króla w kwietniu i maju 1506 r. dla specjalnej narady w sprawach pruskich. A jest to przy tym sprawa niezauważona przez biografów astronoma, którą opublikowałem niedawno w osobnym artykule21. Tutaj może nas zainteresować o tyle, iż król Aleksander Jagiellończyk, syn króla Kazimierza, który przepędził wielkiego mistrza z Malborka i wraz z zachodnią częścią państwa krzyżackiego wcielił Warmię do Polski, właśnie mocno zaniemógł – a przecież jechał do niego wraz z biskupem jego siostrzeniec, będący praktykującym lekarzem. I otóż w połowie drogi doszła ich wiadomość, że „król rażony apopleksją, zdany na medyków–nieuków, był prawie bezradny”. Więc stanęli u dworu w Wilnie i czekali na audiencję, która po jakimś czasie, gdy król poczuł się lepiej, doszła do skutku. W tej sytuacji doprawdy trudno byłoby uwierzyć, aby w dniach oczekiwania Kopernik nie zainteresował się chorym – zwłaszcza w obliczu bezradności owych „medyków–nieuków”, jak o tym mówi współczesne źródło historyczne. Dopiero 11 maja, dwa tygodnie od przyjazdu do króla, Watzenrode, który pośredniczył w kwestiach spornych między dworem polskim a wielkim mistrzem, przekazał wiadomość o audiencji temu ostatniemu. To znaczy, że dopiero wtedy król poczuł się na siłach, aby przyjąć Watzenrodego. W sumie pobyt u króla trwał ponad trzy tygodnie. W normalnych warunkach byłoby to 5–6 dni, Z ucztą na pożegnanie. A więc wyjazd najwyraźniej opóźniał się i nastąpił ostatecznie nie wcześniej, niż po 20 maja. Czy może było już oczywiste, przynajmniej dla Kopernika, że są to ostatnie dni króla Aleksandra? Zmarł, jak wiadomo, niemal dokładnie trzy miesiące później.
Zaraz po powrocie do Wilna (po drodze była turystyka rzeczna – Wilią i Niemnem do Zalewu Kurońskiego, a następnie do Królewca, najwyraźniej o charakterze edukacyjnym, z myślą o Koperniku) Watzenrode wysyła Kopernika w składzie swej delegacji na zjazd stanów w Malborku. Jest to więc ten stan rzeczy, który w okresie pobytu Kopernika u boku wuja oznacza normalność.
W tej lidzbarskiej codzienności pojawia się nagle zaskakująca wiadomość: z datą 7 stycznia 1507 r. kapituła deleguje Kopernika na służbę do biskupa w Lidzbarku. W takim wypadku, pomimo że nie jest kanonikiem rezydującym, przysługują mu pełne dochody z tytułu posiadania kanonikatu, ale ponadto jeszcze otrzyma specjalne roczne honorarium w wysokości 15 grzywien, dopóki nie zrzeknie się tej służby. Co to za służba? Oto mając biegłość w sztuce medycznej, „z życzliwości i łaski kapituły” będzie dbał o zdrowie biskupa22.
Był to pierwszy krok do samodzielności: 34-letni doktor Mikołaj (tak go będą odtąd zawsze nazywali) uniezależnił się finansowo od wuja, a jego pobyt na dworze biskupim zależeć miał od jego własnej dobrej woli. Czy wuj domyślał się dalszych jego kroków, zmierzających ku rozstaniu? Ani trochę. Już wcześniej wystarał się dlań o drugi kanonikat we Wrocławiu (zanim osiągnął godność biskupią, sam gromadził kanonikaty), a teraz właśnie stworzył mu dalsze możliwości w tym kierunku. Oto właśnie otrzymał Mikołaj do rąk własnych brewe papieża Juliusza II, datowane 29 listopada 1508 r., adresowane na jego nazwisko23. Jak to w ogóle możliwe, ze sam papież pisze do zupełnie nieznanego mu, zupełnie podrzędnego kanonika w jakiejś peryferyjnej diecezji i ni stąd, ni zowąd, przyznaje mu prawo posiadania większej liczby beneficjów kościelnych? Ma się rozumieć, że była w tym ręka wuja. Kariera duchowna Mikołaja miała tak pewny punkt wyjścia, że była w zasadzie przesądzona. To był chyba jednak ów punkt zwrotny, który uświadomił Kopernikowi, że ze swoją decyzją odejścia od wuja nie powinien już dłużej zwlekać. Lecz w obliczu tego wszystkiego, co dotychczas wujowi zawdzięczał, sam moment rozstania musiał mieć oczywiście stosowną oprawę. I rzeczywiście, pożegnaniu z wujem w drugiej połowie 1510 r. towarzyszył ów pożegnalny upominek, którego przygotowanie wymagało czasu. Na tę chwilę przygotował mianowicie własny przekład na łacinę greckiego autora Teofilakta Symokatty Listów obyczajowych, sielskich i erotycznych, które za pośrednictwem swego przyjaciela i poety Wawrzyńca Korwina wydał w oficynie Hallera w Krakowie w 1509 r. Pisemko liczyło 39 stron druku, zawierało na wstępie wiersz Korwina wychwalający biskupa Łukasza (ale też i jego siostrzeńca, badającego gwiazdy), a następnie treściwą, lecz pisaną wzniosłymi słowami dedykację adresowaną „do Przewielebnego Pana Łukasza Biskupa Warmińskiego”, w której z głębi serca – bez wątpienia tak było – składa hołd wujowi: „Tobie zaś, Przewielebny Panie, poświęcam ten skromny podarek, nie mogący się równać z Twoimi dobrodziejstwami: wszak każdy tego rodzaju trud lub owoc moich maluczkich zdolności słusznie uchodzić winien za Twoją własność…”24. Po czym natychmiast przeniósł się do Fromborka, zmuszony pogodzić się z faktem, że pozostawia samemu sobie schorowanego starca, który w istocie rzeczy stał już prawie nad grobem. Gdy dwa lata później, w drodze powrotnej z ostatniej podróży do dworu królewskiego w Krakowie wuj nagle zaniemógł, zabrakło przy nim siostrzeńca. Nie było go, gdy umierał w Toruniu.
Ð
W opinii współczesnych Kopernik uchodził za dobrego lekarza. Być może opinia ta była nieco przesadzona, być może wynikała ona z ogólnego szacunku, jakim cieszył się ten uczony mąż nie tylko w swoim własnym środowisku kapitulnym, ale i w najwyższych sferach Kościoła Rzymskiego, gdy już na początku swej obecności w kapitule otrzymał z Rzymu propozycję uczestnictwa w pracach badawczych nad reformą kalendarza kościelnego, o czym naturalnie we Fromborku wiedziano25. W dalszych latach będzie już o nim wiadomo w świecie nauki, do którego sam wszakże przynależał. Karol Górski dorzuca do tego opinię, że był dobrym psychologiem, co w przypadku każdego terapeuty nie jest oczywiście bez znaczenia26.
O ile można powiedzieć, że praktyka lekarska Kopernika miała swój początek w związku z osobą wuja, to tak się też złożyło, że dalszy jego ciąg mógł mieć związek z drugą najbliższą mu osobą, a mianowicie z osobą jego rodzonego brata Andrzeja, podobnie jak on kanonika warmińskiego. W źródłach archiwalnych, dostępnych w Archiwum Archidiecezji Warmińskiej w Olsztynie, jest sporo wiadomości o chorobie Andrzeja, który cierpiał na kiłę, współcześnie jeszcze kojarzoną z trądem i dlatego określaną jako lepra. Jak wiadomo choroba ta, niezwykle zaraźliwa, została zawleczona przez wojsko króla francuskiego Karola VIII w czasie jego próby podboju Włoch w latach 1494–1495 i wkrótce, wraz z powrotem wojsk, rozpowszechniła się w całej Europie. W fazie szczytowej choroby, na skórze twarzy, tułowia i rąk pojawiały się drobne owrzodzenia, chory gorączkował i tracił na wadze, odczuwał bóle mięśni, stawów i głowy, pojawiały się zmiany osobowości, chwiejność nastrojów i w fazie końcowej uszkodzenie układu nerwowego i śmierć. Jeszcze w ciągu następnych stuleci, zanim organizm ludzki sam w końcu uległ uodpornieniu, kiła była chorobą nieuleczalną i zawsze kończyła się zgonem. Kopernik zapewne niewiele mógł pomóc bratu, poza praktycznymi radami dotyczącymi opatrywania ropiejących ran i ogólnej higieny. Może próbował podawać mu doustnie jakieś zioła. Na posiedzeniu kapituły w styczniu 1508 r., na którym Mikołaja nie było (był to okres jego pobytu u boku wuja w Lidzbarku), Andrzej poprosił o roczne zwolnienie od obowiązku rezydencji, „aby mógł odwiedzić medyków dla wyleczenia choroby, na którą cierpi”. Był to jeszcze okres początkowy choroby, której być może nawet jeszcze nie identyfikowano z „leprą”. Najwidoczniej z tego wynikała zwłoka z decyzją, której Andrzej doczekał się dopiero 18 sierpnia. Miał wyjechać na rok, gdy tymczasem nie było go we Fromborku aż cztery lata – z tej zapewne przyczyny, że leczenie wciąż nie dawało oczekiwanych skutków, a wręcz przeciwnie, stan chorego stale się pogarszał. Na posiedzeniu kapituły 4 września 1512 r., w którym uczestniczyli obaj bracia, zabroniono Andrzejowi pokazywać się na przyszłość na jakichkolwiek wspólnych zgromadzeniach. Nie pozwolono mu także na posiadanie kurii kanonicznej, pomimo, że było to prawo określone statutowo, czyli tym samym wykluczono go poza ramy wspólnoty z uzasadnieniem, iż „jest on obłożony potworną zarazą”. Nie wiemy zatem, gdzie mieszkał – czy nie przygarnął go do siebie Mikołaj? Kilka miesięcy później, na posiedzeniu kapituły 5 grudnia, zwołanym w jego sprawie, przyznano mu pełny dochód przysługujący kanonikowi rezydującemu nawet wtedy, gdy nie będzie rezydował przy katedrze – pod warunkiem, że na zawsze opuści Frombork, „aby swoją obecnością nie nastręczał obrzydzenia panom i aby w odosobnieniu przyzwoicie żywot podtrzymywał”27. Zmarł w wieku 48–49 lat w Rzymie28. Tak czy owak można przypuszczać, że sprawa Andrzeja, „zaraźliwą leprą dotkniętego” – wedle zapisu w protokołach posiedzeń kapituły – była dotkliwym ciężarem moralnym dla Mikołaja jako brata i jako lekarza, który zmuszony był przyjąć do wiadomości stosowne uchwały kapituły i uznać własną bezradność.
Wszelako tę jego bezradność w owym szczególnym przypadku z pewnością usprawiedliwiono . On w tym swoim środowisku, już nie tylko we Fromborku, ale i w biskupim Lidzbarku, liczył się jako lekarz. Gdy zajęty był sprawowaniem urzędu administratora dóbr kapituły w Olsztynie (rozliczne wyjazdy lokacyjne do podolsztyńskich wiosek), w maju 1519 r. biskup Fabian Luzjański z lękiem wyrażał się o zarazie, która spowodowała śmierć dwóch sióstr kanonika Tiedemanna Giesego (zapewne w Gdańsku) i która teraz już „wszędzie panuje” – także w rejonie Fromborka i Braniewa. W związku z tym przesyłał Giesemu do Fromborka charakterystykę owej zarazy i wzywał, aby zwrócił do on do „doktora Mikołaja i innych medyków” w sprawie określenia odpowiednich leków i uzyskania porady dla zapobieżenia infekcji29. Być może w związku z tym Kopernik czynił notatki na kartach rozdziału poświęconego profilaktyce zarazowej w posiadanym od czasu studiów dziele medycznym Michała Sawonaroli, o którym wcześniej wspomniano. W miejscu, w którym wydrukowano poradę „uciekaj prędko, daleko, a wracaj powoli”, Kopernik zapisał uwagę remedium in peste. Według dr. Stanisława Flisa, na innej karcie zapiski Kopernika kierują uwagę na tekst, „w którym jest mowa o sposobach i środkach służących do oczyszczania pomieszczeń i przedmiotów podczas zarazy”. Dalej podkreślono tekst, w którym zawiera się rada, „aby w czasie zarazy nacierać zęby niewielką ilością tyriaku” i aby przed wyjściem z domu rano przyjąć czosnek, napić się nieco wina i ciepło się ubierać. Tyriak stanowił kompozycję soków roślinnych, proszków, miodu, aloesu, waleriany, rabarbaru, kopru, terpentyny, imbiru, gorczycy, cynamonu, pieprzu itd. W farmakologii niemieckiej stosowany był jeszcze w 1872 r.30
Nie ma żadnych informacji, aby Kopernik udzielał porad lekarskich choremu na kiłę biskupowi Fabianowi Luzjańskiemu. Obaj znali się od czasu studiów we Włoszech, ponieważ Fabian również studiował prawo w Bolonii i tam doktoryzował się w 1500 r. Był nieco starszy od Kopernika, do kapituły należał od 1490 r., ale nieśpieszno mu było wracać z Włoch na Warmię. Prawdopodobnie wracał w 1503 r. razem z Kopernikiem i on to właśnie ubiegł Kopernika w sprawie następstwa na tronie biskupim po Łukaszu Watzenrode, którego zresztą cieszył się poważaniem jako prawnik. Słowo „ubiegł” nie jest tu oczywiście adekwatne, ponieważ Kopernik świadomie zrezygnował ze swoich własnych możliwości awansu na godność biskupa i na posiedzeniu kapituły związanym z wyborem nowego biskupa po śmierci wuja, głosował właśnie na Fabiana31. Otóż więc Fabian Luzjański przywlókł z Włoch tę straszną chorobę, na którą nie było sposobu. I tutaj sama przez się narzuca się refleksja, ze przecież równie dobrze jak jego brat Andrzej, równie dobrze jak Fabian Luzjański, mógł tą chorobą zarazić się we Włoszech Mikołaj Kopernik. Bo zarażenie, wbrew dzisiejszym stereotypom, bynajmniej nie musiało dokonywać się drogą płciową. Również przez ślinę, a zwłaszcza w łaźniach publicznych, choć drogą płciową, rzecz oczywista, było najprościej. Biskupa Fabiana Luzjańskiego – o tym wszystkie źródła powiadają z ironią – doglądała w Lidzbarku jego własna matka. Była ona z domu Kościelecka i stać ją było na wszystko, co choremu synowi mogłoby pomóc. Także na najlepszych lekarzy. Czy był wśród nich Mikołaj? Oto jest pytanie. Ta śmiertelna choroba zmogła Fabiana, zupełnie podobnie jak Andrzeja Kopernika, w wieku 53 lat.
Zachowało się natomiast mnóstwo informacji o chorobie następcy Luzjańskiego, biskupa Maurycego Ferbera, który długie lata cierpiał na kamicę nerkową, przechodzącą okresowo w stany zapalne. Uskarżał się także na „kolkę” i podagrę32. Związane z tym chorym zabiegi lecznicze zajmowały Kopernika wielokrotnie w ciągu czterech lat (1529–1532), przy czym najdłuższy pobyt u łoża chorego w Lidzbarku trwał od 26 grudnia 1531 r. do ok. 24 lutego następnego roku33. W tym szczególnie trudnym przypadku Kopernik konsultował swe postępowanie z osobistym lekarzem księcia Albrechta w Królewcu, Wawrzyńcem Wille (Wilde), być może dlatego, że był on najbliżej. Właśnie dzięki temu ów lekarz książęcy osobiście pojawiał się u chorego i na życzenie Kopernika przywoził ze sobą odpowiednie leki. W rezultacie tych wszystkich zabiegów, 10 stycznia 1532 r. chory informował lekarza królewskiego Jana Benedykta Solfę (1488–1564), od wielu lat kanonika warmińskiego, iż w chorobie żołądka obydwaj lekarze „skutecznie go leczą”, tym niemniej prosił adresata, aby właśnie także on dostarczył mu określone leki na wypadek ponowienia się choroby. Stąd wniosek, że obok Willego on również powołany został przez Kopernika na konsultanta. Pacjent był wielce rad ze swych lekarzy i dawał to poznać w kolejnych swych listach – do arcybiskupa gnieźnieńskiego Macieja Drzewickiego oraz dworzanina królewskiego Alberta Kijewskiego, który przez protekcję podkanclerzego Piotra Tomickiego dopiero co otrzymał kanonikat warmiński. Biskup Maurcy pisał doń wyraźnie pokrzepiony: „jest tu dzisiaj pan doktor Mikołaj Kopernik, który sztuką medyczną troskliwie leczy naszą chorobę”34. Jednakże już cztery miesiące później wzywał kapitułę, aby „jak najprędzej” przysłano doń Kopernika, od którego chciałby „w ciągu jednego dnia” zasięgnąć rady w związku z niepomyślnym stanem swego zdrowia35. Te adresy do kapituły zgodne były z wymogami statutów, ponieważ kanonik mógł opuścić miejsce swej rezydencji w sposób bezkarny tylko za jej zgodą. Ma się rozumieć, że równolegle biskup zwracał się też wprost do Kopernika, ale tylko urzędowa korespondencja, która trafiała do archiwum, miała szansę zachować się do naszych czasów.
W 1533 r., prawdopodobnie w związku z tym samym chorym, Kopernik wypisał rachunek pro cassia fistula – za ziele lecznicze z owoców senesu, na przeczyszczenie. Z tego tytułu kasa biskupia wypłaciła mu 3 szelągi36. Wysokość tego wynagrodzenia była mniej niż symboliczna (dwa razy więcej pobierał kowal za wykonanie dwóch nowych podków). Z upływem czasu stan zdrowia biskupa Ferbera pogarszał się nieubłagalnie. Pod wieczór 23 lutego 1535 r. nieoczekiwanie „stracił mowę i władanie językiem”. Napisał o tym „szerzej i dokładniej doktorowi Mikołajowi Kopernikowi”. Czy nie wiązało się to z jego kolejną wizytą? Z pewnością37. Po upływie roku, 9 kwietnia 1536 r., biskup informował Jana Benedykta Solfę, że 29 marca, w drodze ze Smolaju (letnia rezydencja biskupów warmińskich oraz teren do polowań) nawiedziły go dolegliwości, ale wyszedł z nich cało dzięki Kopernikowi, którego wezwał do siebie. Ten zaś, pośród zaleconych środków, polecił stanowczo uwolnienie ciała od wszelkiego ruchu oraz – „jeśli nie chcemy utracić naszego życia, będącego w niebezpieczeństwie” – nakazał stosowną dietę. Wszelako pacjent podtrzymywany przy życiu przez Kopernika nie miał złudzeń. Już dwa miesiące wcześniej zapisał odpowiednią kwotę na koszty swego pogrzebu38. Sprawa w istocie była poważna. Dowiadujemy się, iż w związku z ostatnią przypadłością „wiernie radzili” mu Jan Benedykt Solfa „wszyscy lekarze gdańscy” oraz „doktor Mikołaj Kopernik z Fromborka”. To właśnie na życzenie Kopernika zostało pilnie zwołane konsylium39. Śmierć nastąpiła 14 miesięcy później, w 66 roku życia, w obecności Kopernika40.
Niedługo potem okazało się, że również Jan Dantyszek, następca zmarłego biskupa, miał kłopoty ze zdrowiem. W początkowej fazie choroby, w drugiej połowie marca 1538 r., bawił u niego przypadkiem, w drodze z Gdańska, kanonik wrocławski, a zarazem lekarz dr Jan Tresler. Wszelako po jego odjeździe stan chorego pogorszył się i z początkiem kwietnia Dantyszek miał już u swego łoża Mikołaja Kopernika, który pozostawał tu cały tydzień. Następnie z Lidzbarka pojechał wprost do Lubawy, by nieść pomoc swemu przyjacielowi z kapituły, obecnie już biskupowi chełmińskiemu Tiedemannowi Giesemu. Za jego więc pośrednictwem Dantyszek informował Giesego w liście z 15 kwietnia 1538 r., że czuje się znacznie lepiej – „o czym nasz wspólny przyjaciel pan doktor szerzej opowie; jego łagodny sposób bycia, rozmowa i rady, które z niej zaczerpnąłem, były mi lekarstwem”41. Później wspomniany wyżej dr Jan Tresler donosił Dantyszkowi, że gdy niedawno był we Fromborku, o przyczynach choroby biskupa rozmawiał z Mikołajem Kopernikiem, który „przekonany objawami i wywodami podziela całkowicie moje stanowisko, że jakakolwiek była to choroba, powstała z uszkodzenia mózgu, mianowicie z zepsucia cieczy”. Zdaniem prof. Stanisława Szpilczyńskiego „Kopernik uznał wtedy, że przyczyn choroby trzeba szukać w narządzie, w mózgu, a nie w oddziaływaniu »nadmiaru gorąca« czy »nadmiaru zimna«, jak było w zwyczaju dogmatyków”42. Tymczasem więc pojawił się Kopernik u chorego przyjaciela w Lubawie. Ponieważ Giese zachorował w podróży, już w drodze do domu zawezwano do niego lekarzy, mianowicie Hieronima z Torunia i Ambrożego z Gdańska, których Kopernik zastał na miejscu. I tak krążył od jednego do drugiego, aż sam zachorował, co w jego środowisku było niemal sensacją. Mianowicie 3 maja, a więc niedługo po powrocie do Fromborka z Lubawy, rezydujący wraz z Kopernikiem kanonik Feliks Reich donosił biskupowi Dantyszkowi, że „jego kolega pan Mikołaj Kopernik zachorował, jak się przypuszcza na febrę, wskutek czego nie mógł uczestniczyć w obradach kapituły, aż do końca ich trwania”. Bo też nikt nie pamiętał, aby Kopernik kiedykolwiek nie mógł uczestniczyć w jakichkolwiek obradach kapituły”43.
Udzielał też porad swoim konfratrom z kapituły. W 1537 r. krótko przed zgonem biskupa Maurycego Ferbera, którego choroba, jak wiadomo, była przedmiotem jego nieustannej troski, zalecił kanonikowi Janowi Tymmermanowi wyjazd do lekarzy gdańskich (stamtąd ów kanonik pochodził)44. Wspomnianego przed chwilą kanonika Feliksa Reicha, teraz już kustosza kapituły, w 1538 r. wybawił z ciężkiego krwotoku. Wdzięczny pacjent (choć w tajemnicy przed Kopernikiem, a na polecenie biskupa Dantyszka, przygotował akurat przeciw swemu koledze proces kanoniczny w związku z zarzucanym mu konkubinatem) zapisał mu w sporządzonym wówczas testamencie część swoich książek. Zmarł już w następnym roku45. Leczył też kobietę, a więc być może nie jedną, ciężko chorą siostrę kanonika Achacego Freundta, której z datą 24 lutego 1532 r. wystawił receptę dotyczącą leczenia choroby żołądkowej46.
Najwięcej jednak emocji i rozgłosu w kapitule warmińskiej wzbudziło nieoczekiwane wezwanie Kopernika przez wysoce tam poważanego księcia pruskiego Albrechta w Królewcu (zresztą siostrzeńca panującego aktualnie monarchy polskiego Zygmunta Starego), aby pospieszył z pomocą lekarską jego radcy Georgowi von Kunheimowi. Stało się bowiem – pisał doń książę – iż „Wszechmocny Wiekuisty Bóg dotknął go cierpieniami i ciężką chorobą. Zastosowano już wszelkie ludzkie i możliwe leki, lecz stan chorego nie tylko się nie polepsza, ale im dłużej, tym gorzej”. – „Pragniemy więc – pisał dalej – abyście z obecnym posłańcem tu do nas przybyli i wspomnianemu zacnemu człowiekowi udzielili swojej pewnej rady (…), aby z łaski Bożej i z Waszą pomocą mógł uwolnić się od ciężkiej choroby…” W drugim liście tej samej daty, tj. 6 kwietnia 1541 r., książę zwracał się w uprzejmych słowach do kapituły, aby wyraziła zgodę na ów natychmiastowy wyjazd Kopernika. Ma się rozumieć, iż kapituła nie tylko wyraziła stosowną zgodę, ale uznała sobie za zaszczyt, że może oto wyjść naprzeciw życzeniom księcia. Kopernik więc w istocie natychmiast, 8 kwietnia, „bez oporów, mimo podeszłego wieku”, udał się w drogę wraz z posłańcem Albrechta. Aż na trzy tygodnie. Więcej – na 24 dni! Więc kiedy pojechał, potok wzajemnych grzeczności wyrażanych listownie między Królewcem a Fromborkiem trwał nadal. W międzyczasie bowiem książę prosił o przedłużenie pobytu Kopernika u łoża chorego, a kapituła z widoczną gorliwością wyrażała na to zgodę. A na koniec ze strony księcia przyszły kurtuazyjne podziękowania za to, że zgodzono się na pobyt u niego „szanownego, czcigodnego i wielce uczonego, a szczególnie nam miłego Mikołaja Kopernika, Doktora i Waszej Kapituły konfratra”, którego zatrzymał „trochę przydługo i wbrew jego woli”. Zaklinał więc ich, aby nie brali tego za złe Kopernikowi. Oczywiste, że byli od tego dalecy47. W równym stopniu doceniali intencje księcia, jak też dobrą wolę swego konfratra Mikołaja, który był w wieku sędziwym, przekroczył 68 rok życia, lecz przecież trzymał się dobrze i nic nie wskazywało na to, że mniej więcej za półtora roku, przy częściowym paraliżu, sam zostanie przykuty do łóżka, od którego już tylko śmierć, co prawda nierychliwa, będzie go w stanie uwolnić.
Sprawa w istocie była bardzo poważna, Kopernik okazał się szóstym z kolei lekarzem, do którego książę zwracał się o pomoc. Chory miał bowiem do dyspozycji na miejscu medyków książęcych, a byli to: Izaak May, Michał Abraham i Bazyli Axt. Wszelako Wiktor Szymaniak, który ostatnio– jako jedyny z autorów – zadał sobie trud zbadania Kopernikowej wyprawy do Królewca, zauważył, że był tam jeszcze u dworu Albrechta balwierz Mikołaj Homberger, który miał przygotowanie medyczne. Otóż okazuje się rzeczą prawdopodobną, że Kunheim miał guz nowotworowy na szyi lub na głowie. Wspomniany autor odnalazł w archiwum toruńskim (kto by tam akurat tego poszukiwał!) list księcia Albrechta do lekarza gnieźnieńskiego Jana Behema, datowany 5 marca 1541 r., a więc jeszcze przed gwałtownym rozwojem choroby, w którym książę ujawnia rodzaj tej choroby. „Ponieważ dwie osoby z kręgu naszych radców i poddanych (…) są dotknięte naroślą, to jest naszym życzeniem, byście zechcieli udać się tu do Królewca, aby tę narośl obejrzeć i po naradzie uczynić to, co w waszej mocy”. Wydaje się niewątpliwe, że jedną z tych dwóch osób był Georg von Kunheim. Bo właśnie w związku z jego osobą, już miesiąc później, książę podniesie alarm. Na razie alarmu nie było i na wspomniany list księcia, Jan Behem zapowiedział swój przyjazd do Królewca z początkiem czerwca. Alarm podniesiono z początkiem kwietnia. Właśnie 5 kwietnia wyprawił książę posłańca do Gniezna, aby natychmiast sprowadził Behema, zaś 6 kwietnia innego posłańca wyprawił do Kopernika do Fromborka. Kopernik zjawił się na miejscu 8 kwietnia wieczorem. Bez wątpienia, po obejrzeniu chorego, odbył konsylium z miejscowymi lekarzami. Zapewne natychmiast rozpoczął leczenie środkami, które były mu dostępne od zaraz. Niedługo potem książę wyjednał u kapituły zgodę, by zatrzymać Kopernika aż do 3 maja. Co to oznacza? Wydaje się, że leczenie rokowało postęp. Gdyby stan chorego ulegał pogorszeniu i okazał się w końcu beznadziejny, nie byłoby wyraźnego powodu, aby sędziwy lekarz fromborski miał być dłużej narażony na trudy trwania przy chorym. W międzyczasie oczekiwano na przyjazd Jana Behema z Gniezna. Niestety, oczekiwanie miało okazać się daremne. Behem tłumaczył się, że przybyłby niezawodnie, gdyby nie przeszkodziła mu w tym jego własna choroba, „którą ma w rękach”. Po powrocie do Fromborka Kopernik swoim zwyczajem napisał do lekarza królewskiego Jana Benedykta Solfy (prawdopodobnie do Wilna, gdzie w tym czasie król rezydował wraz z dworem). Książę niecierpliwił się wobec braku odpowiedzi i 14 czerwca zapytywał o nią Kopernika, który następnego dnia zapewniał księcia, że ponownie napisze do Solfy. Już jednak 20 czerwca odpowiedź nadeszła i 21 czerwca przesyłał ją księciu z uwagą, że dzięki temu książę będzie mógł się zorientować, co radzi i myśli ów doktor. Książę natychmiast przesłał Kopernikowi podziękowanie, ponieważ list Solfy zawierał przydatne wskazówki dotyczące choroby48. W. Szymaniak zwraca uwagę, że po wyjeździe Kopernika z Królewca książę zwrócił się o poradę do kolejnego medyka, mianowicie Jakuba Ferdynanda, który był obok Solfy również lekarzem królewskim. Odpowiedź od niego z Wilna nadeszła bardzo rychło i 3 czerwca książę słał podziękowanie wraz z zapłatą (50 florenów!) i prośbą o dalszą pomoc. Posłaniec, który wiózł tę odpowiedź, mianowicie Christian Entfelder, był człowiekiem wykształconym i obeznanym z literaturą medyczną, toteż zdaniem W. Szymaniaka, mógł „w pełni fachowo” opisać adresatowi chorobę i leczenie książęcego radcy. Dzięki temu właśnie ów medyk królewski mógł udzielić kolejnej porady, być może bardziej szczegółowej, na którą powoływał się w swym liście z 16 czerwca, podkreślając przy tym „znaczenie gorliwej i rozważnej opieki, czym także można przysporzyć choremu zdrowia”49. Obydwie listowne porady lekarzy królewskich zbiegły się w czasie. Może je nawzajem uzgadniali? Ale to nie koniec, bo ujawnił się jeszcze trzeci lekarz królewski doktor Lis, do którego książę zwrócił się o pomoc 11 października. Jaki był na to odzew, nie wiadomo. Lecz oto zgłasza się ze swoją ofertą 22 października czwarty z kolei regis Poloniae medicus naturalis, Mateusz Busuneus. Chociaż reakcja Albrechta pozostaje niewiadoma, w świetle przytoczonych faktów można śmiało przyjąć, że ów doktor Mateusz pojawił się jednak w Królewcu i był ostatnim, dziesiątym z rzędu lekarzem, który miał do czynienia – i to raczej w sposób bezpośredni – z tym samym chorym, którego leczył też Kopernik. Wszelako jednak nie tyle Kopernikowi, ile raczej temu ostatniemu z nich wszystkich, trzeba by oddać honor szczególny, ponieważ od tej pory Georg von Kunheim mocno stanął na nogach, wyjeżdżał służbowo na Warmię, pełnił odpowiedzialną funkcję współregenta, kontrolował dostęp interesantów do chorej księżnej Doroty, a sam książę Albrecht nie zdradzał już żadnych obaw co do stanu zdrowia swego radcy50. Temu zaś dane było w końcu przeżyć nawet samego Kopernika, któremu miał wszakże coś do zawdzięczenia, skoro ten poświęcił choremu więcej czasu, niż którykolwiek inny z lekarzy. Żył więc jeszcze od tamtego czasu dwa i pół roku – zmarł nagle pięć miesięcy po Koperniku, 29 września 1543 r., w wieku około 53 lat. Najmłodszy z jego synów, któremu dano na imię Georg, liczył wówczas 11 lat. Ponieważ był zupełnym sierotą – matka, której nie pamiętał, zmarła gdy miał 5 lat – jego wychowaniem zajął się bezdzietny książę Albrecht. Zapewnił mu najlepszych w księstwie nauczycieli, po czym umożliwił studia teologiczne na założonym przez siebie uniwersytecie, a po studiach wyprawił do Wittenbergi, gdzie młodzieniec studiował jeszcze prawo. Tam z listem polecającym od księcia odwiedził owdowiałą małżonkę Marcina Lutra, żyjącą samotnie z córkami. Najmłodszą Małgorzatę wziął sobie za żonę w 1555 r., gdy miał 23 lata. W 1557 r. zjadą oboje do Prus, gdzie czekały na Georga dostojeństwa i majątki. Małgorzata w ciągu 15 lat urodziła mu dziewięcioro dzieci, z których troje przeżyło. Po tych dziewięciu porodach pochował też żonę. Ich pierworodny syn Krzysztof zmarł przedwcześnie, ale zdążył pozostawić po sobie męskiego potomka, a ten kolejnego i tak linia pruska tego rodu wbiegła w wiek XX, mieszając swą krew z najprzedniejszymi rodami miejscowej arystokracji pruskiej. W ten sposób pokrewieństwo z Marcinem Lutrem, którym mogli poszczycić się Kunheimowie, jakkolwiek bardzo już rozrzedzone, stało się udziałem mnóstwa innych rodów arystokratycznych w Prusach. Tego Kopernik nie mógł oczywiście przewidzieć, wszelako wiedział przecież dobrze, jaki mu się nadarzył pacjent na dworze książęcym w Królewcu51.
Ð
Królewiecka ekskursja Mikołaja Kopernika zapadła w pamięć tamtejszym w Królewcu w stopniu chyba większym, aniżeli pamięć o nim w jego własnym środowisku kapitulnym we Fromborku. W 1580 r., 37 lat po śmierci Kopernika, biskup warmiński Marcin Kromer wyraził wolę, aby kapituła uczciła pamięć wielkiego astronoma, na którą w pełni sobie zasłużył i aby w miejscu jego pochówku umieściła jego epitafium z tekstem, który załącza. Otóż główną sentencją uwidocznioną na płycie epitafijnej miał być hołd oddany „mężowi biegłemu w wielu umiejętnościach, wybitnemu matematykowi i odnowicielowi astronomii”. Niestety, przytoczone następnie przez zacnego fundatora personalia astronoma były albo mylne, albo wykropkowane dla uzupełnienia. I kapituła okazała się bezradna. Kim właściwie był ich dawny konfrater? Po ratunek w tej skomplikowanej sprawie udano się więc do Królewca. Tam bowiem, na dworze książęcym zamieszkiwał Maciej Stojus (1526–1583), lekarz nieżyjącego już księcia Albrechta, humanista, który uprawiał poezję i zajmował się też matematyką i astronomią. I oto ów dworzanin książęcy doskonale wiedział, o kogo chodzi. Tradycja pobytu doktora Mikołaja na tym dworze, w charakterze lekarza, okazała się wciąż żywa, samemu zaś Stojusowi wręcz bliska. Dzięki temu odniósł wrażenie, iż z tekstem epitafium poradzi sobie doskonale i sąsiedzkiej przysługi bezradnym kanonikom fromborskim bynajmniej nie odmówił. Tym sposobem zawieszono w katedrze zarządzone przez biskupa epitafium, na którym doktor prawa kanonicznego został przemianowany na doktora medycyny. Przez następne stulecia odwiedzający katedrę pielgrzymi mogli więc przeczytać na tablicy epitafijnej, zawieszonej rzekomo u grobu Kopernika, co następuje: „W Imię Boga Wszechmogącego, Czcigodnemu Panu Mikołajowi Kopernikowi, torunianinowi, sztuk i medycyny doktorowi, kanonikowi warmińskiemu, doskonałemu astrologowi i odnowicielowi tej nauki, Marcin Kromer, biskup warmiński…”. Wbrew intencjom Kromera, ale przy jego milczącej aprobacie, sugerowany przezeń odnowiciel astronomii stał się jedynie odnowicielem astrologii. Milcząco także przyzwolił na jego doktorat medyczny, wychodząc zapewne ze słusznego założenia, że taki doktorat nikomu jeszcze ujmy nie przyniósł52.
1 Mikołaj Kopernik, De revolutionibus, wstęp do księgi I.
2 H. Schmauch, Neue Funde zum Lebenslauf des Coppernicus, „Zeitschrift für die Geschichte und Altertumskunde Ermlands”, 1943, Bd. 28, s. 76–77; por. K. Górski, Mikołaj Kopernik. Środowisko społeczne i samotność, Wrocław 1973, s. 106–107.
3 Por. J. Sikorski, Monarchia polska i Warmia u schyłku XV wieku. Zagadnienia prawno-ustrojowe i polityczne, Olsztyn 1978, s. 13–32.
4 K. Górski, Łukasz Watzenrode. Życie i działalność polityczna (1447–1512), Wrocław 1973, s. 8, 10.
5 M. Biskup, Regesta Copernicana, Wrocław 1973, nr 27.
6 Ibidem, nr 30.
7 Die Statuten des armländischen Domkapitels von. B. Nikolaus v. Tüngen, w: F. Hipler, Spicilegium Copernicanum, Braunsberg 1873.
8 Archiwum Archidiecezji Warmińskiej w Olsztynie (AADWO), Akta kapituły 1a, k. 1v–2. M. Biskup, op. cit., nr 50.
9 J.J. Retyk, Narratio prima, Gdańsk 1540, por. M. Biskup, op. cit., nr 434.
10 S. Szpilczyński, Kopernikowska wizja postępu w medycynie, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki”, 1968, t. 13, nr 3, s. 580–581.
11 L. Jarzębowski, Biblioteka Mikołaja Kopernika, Toruń 1871, s. 75.
12 S. Konopka, Mikołaj Kopernik wśród lekarzy, w: Mikołaj Kopernik i medycyna, Warszawa 1973, s. 17.
13 L. Prowe, Coppernicus als Arzt, Halle 1881; J. Wasiutyński, Kopernik twórca nowego nieba, Toruń 2007, s. 140; S. Flis, Eskulap, „Warmia i Mazury”. 1962, nr 4 (205), s. 17.
14 J. Wasiutyński, op. cit., s. 143.
15 S. Konopka, op. cit., s. 14.
16 L. Jarzębowski, op. cit., s. 18; K. Górski, op. cit., s. 173, 175; S. Konopka, op. cit., s. 17.
17 Mikołaj Kopernik, De revolutionibus, Księga I; L. Jarzębowski, op. cit., s. 24.
18 S. Konopka, op. cit., s. 17; K. Górski, op. cit., s. 174.
19 L. Jarzębowski, op. cit., s. 46.
20 Ibidem, s. 49; J. Wasiutyński, op. cit., s. 404.
21 J. Sikorski, Achates przy Eneaszu – Mikołaj Kopernik u boku wuja, biskupa warmińskiego. Prawdopodobieństwo podróży do Wilna i Królewca w 1506 roku, w: Nad Bałtykiem, Pregołą i Łyną XVI–XX wieku, Księga pamiątkowa poświęcona Jubileuszowi 50-lecia pracy naukowej Profesora Janusza Jasińskiego. Red. Zenona Rondomańska, Olsztyn 2006, s. 86–95.
22 AADWO, Akta kapituły 1a, k. 13v; M. Biskup, op. cit., nr 50.
23 M. Biskup, op. cit., nr 56.
24 Przekład polski Jana Parandowskiego, Warszawa 1953.
25 M. Biskup, op. cit., nr 86, 103.
26 K. Górski, op. cit., s. 175.
27 AADWO, Akta kapituły 1a, k. 22; por. J. Sikorski, Mikołaj Kopernik na Warmii. Chronologia życia i działalności, Olsztyn 1968, nr 78, 87.
28 M. Biskup, op. cit., nr 183; Słownik biograficzny kapituły warmińskiej, Olsztyn 1996, s. 122.
29 M. Biskup, op. cit., nr 190.
30 S. Flis, Kopernikowski inkunabuł medyczny w Olsztynie, w: Kopernik na Warmii, Olsztyn 1973, s. 337–340.
31 M. Biskup, op. cit., nr 72, 73.
32 J. Sikorski, Maurycy Ferber, w: Poczet biskupów warmińskich. Pod red. S. Achremczyka, Olsztyn 2008, s. 122.
33 J. Sikorski, Mikołaj Kopernik…, nr 328.
34 M. Biskup, op. cit., nr 321, 323–326.
35 Ibidem, nr 329.
36 Ibidem, nr 338.
37 Ibidem, nr 342.
38 Ibidem, nr 351; H. Zins, Nieznany testament biskupa warmińskiego Maurycego Ferbera, „Rocznik Olsztyński”, t. 1, Olsztyn 1958, s. 232.
39 M. Biskup, op. cit., nr 353.
40 Ibidem, nr 364; por. J. Sikorski, Mikołaj Kopernik…, nr 385.
41 M. Biskup, op. cit., nr 390, 391.
42 S. Szpilczyński, op. cit., s. 583; M. Biskup, op. cit., nr 388, 395.
43 Ibidem, nr 394
44 Ibidem, nr 362.
45 J. Sikorski, Prywatne życie Mikołaja Kopernika, Olsztyn 2011, s. 228, 234–237.
46 M. Biskup, op. cit., nr 327.
47 Ibidem, nr 447–450, 452, 456, 457.
48 Ibidem, nr 461–464.
49 W. Szymaniak, Udział Mikołaja Kopernika w leczeniu Jerzego Kunheima w 1541 roku, w: „Przegląd Regionalny”, Toruń 1994, z. 10, s. 28–34.
50 Ibidem, s. 33–34.
51 Por. J. Sikorski, Ród von Kunheimów w Prusach i jego siedziby dworskie, w: Życie codzienne na dawnych ziemiach pruskich. Świadectwa przeszłości. Pod red. S. Achremczyka, Olsztyn 2002, s. 118–125.
52 Por. j. Sikorski, Grób Mikołaja Kopernika w katedrze biskupów warmińskich we Fromborku na tle praktyki grzebalnej kapituły w XV–XVIII wieku, w: Poszukiwanie grobu Mikołaja Kopernika. Red. Jerzy Gąssowski, Pułtusk 2005, s. 86–89.