Miejsce pochówku Mikołaja Kopernika w katedrze fromborskiej – tradycja i rzeczywistość

Gdy w 1542 r. Kopernik wysłał na adres norymberskiego drukarza rękopis przedmowy do De revoluttionibus, dedykowanej papieżowi Pawłowi III, nazwisko uczonego z Fromborka było na ustach całej światłej Europy. Dwa miesiące później, z początkiem grudnia, porażony paraliżem wskutek zakrzepu tętniczego w lewej półkuli mózgu, w stanie zupełnej nieświadomości leżał na łożu śmierci. Śmierć szła doń niemrawo – trzeba było całego półrocza, aby zamknął na zawsze powieki[1].
Na wieść o chorobie Kopernika kanonik Jerzy Donner natychmiast powiadomił o tym ich wspólnego przyjaciela, biskupa chełmińskiego Tiedemanna Giesego. Ten w odpowiedzi z 8 grudnia wyrażał obawę, iż Kopernik „jako, że w dobrym zdrowiu lubił samotność, teraz w chorobie, niewielu ma zapewne życzliwych, których by stan jego obchodził”. Ponieważ wiadomo mu, że Donnera Kopernik zaliczał do „najbardziej zaufanych” – prosił, aby ten zaopiekował się chorym i okazał mu troskliwość, którą obydwaj są mu winni[2].
Czy słowa Giesego nie brzmią jak oskarżenie pod adresem ludzi miejscowych, mało losem Kopernika zainteresowanych? Czy nie tłumaczą faktu, że pochowano go bezimiennie, nie wiadomo gdzie i kiedy?
W istocie nie znamy daty jego śmierci, ponieważ współcześni nam jej nie przekazali, to zaś, co przekazali, jest datą mylną. Stało się tak dlatego, ponieważ w praktyce kancelaryjnej kapituły warmińskiej z reguły odnotowano nie tyle fakt zgonu kanonika, ile fakt objęcia zwolnionych przez ten zgon kanonikatu i prebendy. Nie sentyment więc decydował o tym, co zapisywano w księgach, lecz czysty pragmatyzm. Tak też działo się i w tym przypadku: przed kapitułą zjawił się chłopiec w wieku lat trzynastu, który nazywał się Johannes Loitsch. Ponieważ był nieletni, towarzyszył mu ojciec. Chłopiec zeznał, że jest prawnym następcą zmarłego doktora Mikołaja jako przysposobiony przezeń wcześniej koadiutor i z tego tytułu wnosi o przyznanie mu „kanonikatu i prebendy posiadanych przez zmarłego pana Mikołaja”. Zapisano, że „za zgodą kapituły posiadanie ich [kanonikatu i prebendy – J.S.] zostało mu dane”. Zapisano też datę tego aktu: 21 maja 1543 r. Jasne więc, że wbrew temu, co się jeszcze dziś przyjmuje, 21 maja Kopernik już nie żył. Kiedy zaś w rzeczywistości umarł – czy akurat tego dnia, czy kilka dni wcześniej – nie wiemy[3].
Nie tylko że nie zapisano daty jego śmierci, ale nie dano mu także płyty nagrobnej w miejscu jego spoczynku. Nie dano, ponieważ wykonawcy jego testamentu nie znaleźli w tym testamencie żadnej dyspozycji finansowej w tej sprawie, zaś obie siostrzenice – w tym jedna obarczona siedmiorgiem dzieci, którym zapisał swoje oszczędności – nie wykazały w tym względzie żadnej inicjatywy. Tym sposobem został pochowany w miejscu, o którym współcześni nie uwiadomili potomnych. Z żalem rzucamy w ich stronę pytanie: dlaczego?
Otóż wbrew obawom biskupa Tiedemanna Giesego, ludziom, wśród których Kopernik dożywał swoich dni, nie można niczego zarzucić. Z notariuszem Fabianem Emmerichem, który był świadkiem przekazania kanonikatu Mikołaja Kopernika jego następcy, Kopernik spędził wiele wspólnych lat – czy to w Lidzbarku na dworze swego wuja, czy we Fromborku, czy także i w Olsztynie, w czasie wojennych wydarzeń 1520 r. Obaj wreszcie byli lekarzami i jemu to, Emmerichowi, przekazał Kopernik w testamencie jedno z dzieł lekarskich. Emmerich był niewątpliwie wiernym i lojalnym przyjacielem. Jeśli wziąć również pod uwagę piętnastu pozostałych, którzy razem z Kopernikiem zasiadali w kapitularzu i dzielili z nim stalle w katedrze fromborskiej, okazuje się, że przynajmniej dziewięciu z całą pewnością łączyły z nim bliższe związki. Dziekana kapituły Leonarda Niederhoffa, z którym przeżył przy katedrze prawie ćwierć wieku, uczynił wykonawcą swego testamentu, a więc darzył go absolutnym zaufaniem. To samo ćwierćwiecze związało go z kustoszem Johannem Tymmermanem, który upoważniał niegdyś Kopernika do załatwienia bardzo istotnych spraw osobistych. Tiedemann Giese, jak wiadomo, był oddanym przyjacielem Kopernika, chociaż przez ostatnich pięć lat przebywał poza Fromborkiem i nie bardzo wiedział, co się tam dzieje. Z Aleksandrem Scultetium łączyła Kopernika przyjaźń znana z licznych świadectw. Z Johannem Benedyktem Solfą, lekarzem królewskim w Krakowie, blisko współpracował i jemu też przekazał swój kanonikat u św. Krzyża we Wrocławiu. Teodoryk Reden, to ten, którego sam Kopernik wymienił we wstępie do De revolutionibus i którego mianował drugim z wykonawców swej ostatniej woli. Aleksander Suchten – to siostrzeniec przyjaciela Aleksandra Scultetiego. Rafał Konopacki był krewnym Kopernika i sam Kopernik pomagał mu w uzyskaniu kanonikatu warmińskiego. I wreszcie Georg Donner – ów protokolant, który uwiecznił fakt objęcia kanonikatu zwolnionego przez śmierć Kopernika.
To właśnie temu człowiekowi nie przeszło przez myśl, aby zapisać dla potomności datę śmierci Kopernika. Kimże był ów Donner? Wedle licznych świadectw należał do najbliższych i najbardziej oddanych Kopernikowi jego przyjaciół w kapitule. To on, jak pamiętamy, zawiadamiał Giesego o chorobie Kopernika i on też później rozsyłał wiadomość o jego śmierci: w przypadku księcia Albrechta poszedł aż tak daleko, że przesłał mu zarazem do Królewca egzemplarz „Obrotów” z własną opinią, iż „można to dzieło pana Mikołaja porównać ze śpiewem łabędzi, które życie swoje kończą i zamykają słodkimi tonami”. Jego też uczynił Kopernik trzecim z wykonawców swej ostatniej woli. Ma się rozumieć, że nasze pretensje do niego są więc raczej natury symbolicznej[4].
Tak oto w rzeczywistości żył Kopernik i umierał w kręgu ludzi sobie życzliwych, bliskich i oddanych. Nie jest prawdopodobne, aby brak płyty nagrobnej, która mogłaby utrwalić dla potomnych pamięć o miejscu jego pochówku, był wynikiem czyjejś niechęci, lub jakiegoś zaniedbania. Po prostu uważano, że uczynić trzeba tak, jak życzył sobie zmarły. Zmarły zaś niczego sobie w tym względzie nie życzył. I nie należał do wyjątków.
Wśród piętnastu kanoników, tylko sześciu – podobnie jak Kopernik – miało zakończyć życie we Fromborku. Spośród nich więc czterem położono płyty nagrobne – bo pozostawili na ten cel pieniądze. Dwóch pozostałych natomiast pochowano – tak samo jak Kopernika – pod posadzką katedry w bezimiennych grobach. Byli to akurat dwaj wykonawcy jego testamentu – Jerzy Donner i Leonard Niederhoff. Ten ostatni nie otrzymał płyty nagrobnej, pomimo że był dziekanem kapituły, osobą drugą po prepozycie.
W tym stanie rzeczy, który zarówno z punktu widzenia statutów kapituły, jak i praktyki zwyczajowej, uznać trzeba za normalny, prawdopodobnie mogłoby się nic nie zmienić – gdyby nie nadzwyczajne powody, które znalazł wybitny historyk i zarazem biskup warmiński, Marcin Kromer. Otóż w swym liście do kapituły z 21 listopada 1530 r. wyrażał pogląd, iż „jest niesprawiedliwe, aby [Kopernik– J.S.] nie miał po śmierci godnego nagrobka czy pomnika, którego poszukuje daremnie, jak słyszałem, wielu światłych gości i wędrowców”. Przesyłał więc ułożony przez siebie tekst epitafium Kopernika z życzeniem, aby upamiętniało ono miejsce pochówku astronoma.
Rzecz zaskakująca, że po upływie zaledwie 37 lat od śmierci Kopernika, w tym środowisku, w którym spędził on w sposób niezwykle aktywny 40 lat swego życia (1503–1543), prawie nic o nim nie wiedziano. Sam biskup Kromer nie znał nawet jego imienia, zwąc go mylnie „Joannes”, a datę jego śmierci oraz wiek zmarłego wykropkował, pozostawiając te dane do uzupełnienia kapitule[5].
Okazuje się, że tym oczekiwaniom biskupa również sama kapituła nie potrafiła sprostać. Jej bezradność była tej miary, że zdecydowała się na krok wręcz rozpaczliwy, zwracając się o pomoc do środowiska luterańskiego w Królewcu. Tam bowiem, na dworze książęcym upatrywano właściwego autorytetu w osobie książęcego lekarza Macieja Stojusa, znanego również przez to, że pisał wiersze oraz interesował się matematyką i astronomią[6].
W rezultacie jednak okazało się, że nawet on nie potrafił sprostać oczekiwaniom kapituły. Nie tylko nie uzupełnił brakujących danych, ale zgoła je zlekceważył i co więcej – w oparciu o własne widzimisię pozwolił sobie w istotny sposób zmienić tekst proponowany przez biskupa. O ile więc biskup Kromer chciał widzieć w Koperniku „męża biegłego w wielu umiejętnościach, wybitnego matematyka i odnowiciela astronomii”, dla Stojusa Kopernik okazał się być przede wszystkim „doktorem sztuk i medycyny”, a nie doktorem prawa, jak było w rzeczywistości, podczas gdy w tamtych dwóch dziedzinach nauki nie uzyskał, jak wiadomo, nawet magisterium. Co najważniejsze jednak, zamiast „odnowiciela astronomii” – jak chciał Kromer – królewiecki konsultant sprowadził Kopernika zaledwie do roli „doskonałego astrologa i odnowiciela tej nauki”.
Pomimo więc, że nadworny lekarz książęcy w oczywisty sposób pomniejszał zasługi Kopernika, kapituła przyjęła zweryfikowany przezeń tekst z ufnością, nie umiejąc zapewne odnieść się do niego krytycznie. Najwidoczniej nie zdawano sobie sprawy, że postawa tego konsultanta, tkwiącego w najbardziej wówczas wojowniczo usposobionym środowisku luterańskim w skali całej Europy, po prostu nie mogła być inna – nie mogła różnić się od oficjalnego stanowiska samych przywódców reformacji w Niemczech. Melanchton jako pierwszy, jeszcze za życia Kopernika, potępił jego teorię, a sam Luter uczynił to krótko potem, w sposób niezwykle dosadny. We Fromborku najwidoczniej nie zwrócono uwagi na fakt, że współcześnie z inicjatywą biskupa Marcina Kromera, zmierzającą do oddania hołdu uczonemu, teorię Kopernika potępiły cztery uniwersytety pozostające pod wpływem protestantyzmu – w Wittemberdze, Zurychu, Rostocku i Heidelbergu (nieco później – dwa następne).
Dziś wiadomo, że ta sama niewiedza, która odnosiła się do podstawowych personaliów zmarłego przed niewielu lat konfratra, dotyczyła też miejsca jego pochówku. Nie umiano bowiem zadośćuczynić bardzo wyraźnie określonemu życzeniu biskupa Kromera, aby epitafium Kopernika „umocować na ścianie obok jego grobu” (parieti ad sepulchrum eius affigi). W rzeczywistości epitafium umieszczono w miejscu najzupełniej przypadkowym – w odległości około 20 metrów od należącego do Kopernika ołtarza, przy którym go pochowano. Aby jednak można było stwierdzić to z całą pewnością, od czasu pochówku Kopernika musiały upłynąć więcej niż cztery stulecia.
Każdy z szesnastu kanoników otrzymywał dożywotnio wraz z kanonikatem jeden z szesnastu ołtarzy bocznych w katedrze. Każdy z tych ołtarzy przystawiony był do jednego z potężnych, ośmiobocznych filarów, które w dwóch rzędach dzieliły katedrę na trzy części – nawę główną i dwie nawy boczne. Próżno jednak szukać we wnętrzu katedry epitafium Kopernika, które w 1581 r. ufundował biskup Kromer. W 1618 r. zawędrował tu aż z Krakowa profesor tamtejszego uniwersytetu Jan Brożek (Johannes Broscius), by złożyć hołd Kopernikowi u jego grobu i on też zanotował tekst epitafium[7]. Nie przyszło mu jednak na myśl, aby opisać to miejsce – wszak miało to być miejsce pochówku astronoma. Zapewne nie sądził bowiem, aby epitafium to mogło być kiedykolwiek z tego miejsca usunięte. A jednak tak się właśnie stało. Zdecydowano się usunąć je pomimo tego, że w miejscowej tradycji wiązało się ono przecież z miejscem pochówku astronoma. Musiała więc zadecydować o tym szczególne ważna przyczyna.
Jaka to była przyczyna, wiadomo ze wzmianki w księdze protokołów z posiedzeń kapituły. Jest ona o tyle ważna, że przy okazji ujawnia to, o czym zapomniał powiedzieć profesor Jan Brożek w 1618 r. – informuje o miejscu, w którym to epitafium się znajdowało.
Mianowicie w 1746 r. ukończono budowę kaplicy, która została przystawiona od zewnątrz do południowej ściany katedry. W tej sytuacji musiano przebić do niej wejście od wnętrza katedry. Fundatorem kaplicy był zmarły sześć lat wcześniej biskup Krzysztof Szembek. W związku z tym postanowiono, aby obok wejścia do kaplicy umieścić poświęcone temu biskupowi epitafium. Aby spełnić ten zamiar, niezbędnym okazało się usunięcie epitafium Kopernika, znajdującego się na lewo od wejścia do kaplicy. Od tego momentu upłynęło sześć lat, kiedy to pod datą 18 marca 1752 r. w księdze protokołów zapisano: „Rozważana była sprawa epitafium Kopernika, które niegdyś znajdowało się na ścianie południowej, zaś z powodu epitafium Szembeka zostało usunięte i do tej pory nie przywrócone”.
Usunięte epitafium Kopernika nie przetrwało do naszych czasów. Potraktowano je jako zbędne, ponieważ swymi rozmiarami zapewne nie pasowało do miejsca, które mu wyznaczono. A miało to być miejsce najbardziej we wnętrzu katedry honorowe – na pierwszym filarze w lewym rzędzie, po tej stronie, która zwrócona była ku nawie głównej. Jak wiadomo, lewa strona była zawsze bardziej honorowa, ponieważ na głównym ołtarzu po tej stronie spoczywała Ewangelia. Dlatego pierwszy boczny ołtarz po tej stronie (ad cornu Evangeliae – „po stronie Ewangelii”) należał do prepozyta, czyli zwierzchnika kapituły. Przypomnijmy, że filary w tej katedrze mają kształt ośmioboczny, zatem ich ścianki są stosunkowo wąskie. W rezultacie więc zamówiono w Krakowie zupełnie nowe epitafium, wykonane w pionie, z wieńczącym je w owalu portretem astronoma, dokładnie dopasowane do miejsca, w którym je teraz umieszczono. Umieszczono je tam wszelako nieprędko, dopiero bowiem po upływie czternastu lat, w 1760 r.[8]
Z obecnością w katedrze nowego epitafium wiąże się bardzo pouczające wydarzenie, które w swoich skutkach przywołuje analogie do czasów, gdy zrealizowano w katedrze pierwotne epitafium Kopernika.
Otóż w 1802 r. pojawili się w katedrze dwaj wysłannicy Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Tadeusz Czacki i Marcin Molski. Odbywali oni, z inspiracji wybitnego astronoma, matematyka i filozofa, profesora Jana Śniadeckiego (1756–1830) podróż do wszystkich miejsc na Warmii, związanych z obecnością Kopernika, aby opisać pozostałe po nim pamiątki. We Fromborku interesowało ich wiele rzeczy, ale przede wszystkim miejsce pochówku astronoma. Z zapytaniem w tej sprawie zwrócili się do rezydujących przy katedrze kanoników. Ci bez wahania wskazali im miejsce przy filarze, u stóp epitafium. Pouczającym jest fakt, że 42 lata po tym, gdy na filarze umieszczono wtórne epitafium Kopernika, nikt spośród członków kapituły nie miał pojęcia, że nie ma ono żadnego związku z rzeczywistym miejscem pochówku astronoma. W miejscowej katedrze w ogóle nie przechował się fakt, że wcześniej istniało inne epitafium Kopernika, usytuowane w zupełnie innym miejscu. Tak więc, dzięki daleko idącej uprzejmości (a zarazem ignorancji) gospodarzy, na życzenie warszawskich uczonych została podniesiona płyta nagrobna, znajdująca się u stóp epitafium, która miała przykrywać grób Kopernika; jej zatarty napis nie pozwalał stwierdzić, iż w rzeczywistości należała do zmarłego w 1300 r. budowniczego katedry, biskupa Henryka Fleminga.
W ten sposób owi dwaj warszawiacy mogli zawieźć do Polski (Warmia od 1772 r. była pod zaborem pruskim) wydobyte spod płyty fragmenty szczątków kostnych, rzekomo należących do Kopernika[9]. Ten casus wskazuje więc, że zupełnie podobna niewiedza co do miejsca pochówku Kopernika mogła też cechować gospodarzy katedry w 1581 r., gdy zaledwie po upływie 38 lat od jego śmierci zapomniano już, gdzie został pochowany i w rezultacie umieszczono jego epitafium gdzie bądź – w miejscu zupełnie przypadkowym. Nie dlatego więc, że zlekceważono wolę biskupa Kromera, lecz dlatego tylko, że jego życzenie było dla współczesnych po prostu niewykonalne.
Tego prawdopodobieństwa nie byli w stanie przyjąć do wiadomości – chociażby w formie roboczej tezy – uczeni niemieccy, którzy w różnym czasie podejmowali wysiłek badawczy związany z ustaleniem miejsca pochówku wielkiego astronoma.
Pierwszym, który w sposób profesjonalny zainteresował się tym zagadnieniem, był dr Leopold Prowe, dyrektor gimnazjum w Toruniu, mieście rodzinnym Kopernika, gdzie tradycja kultu tej postaci była szczególnie żywa. Przede wszystkim sięgnął on do bogatych zasobów Archiwum Diecezjalnego, które mieściło się przy katedrze we Fromborku. Dlatego już od razu, w czasie pierwszego rekonesansu około 1860 r., mógł wykluczyć pochówek Kopernika u stóp wtórnego epitafium z 1760 r. Zlustrował także miejsce w którym znajdowało się niegdyś epitafium z 1581 r. i z góry przyjął jako rzecz pewną, że jest ono równoznaczne z miejscem pochówku Kopernika – bo takie przecież było życzenie biskupa! Istotnym momentem w trakcie jego badań było ustalenie reguły, iż kanoników chowano przy ołtarzach, które dziedziczyli wraz z kanonikatem po swych zmarłych poprzednikach. Płynął z tego wniosek, że każdy z szesnastu kanoników winien być kojarzony z jednym tylko określonym ołtarzem. W tym kontekście zgoła rewelacyjnym odkryciem okazały się dla Prowego listy wszystkich szesnastu kanonikatów, zapoczątkowane – jak to później dowiedziono – w czasach Kopernika i uzupełniane wstecz na tyle, na ile pozwalała na to pamięć ówcześnie żyjących kanoników.
Mając więc owo z góry powzięte przekonanie co do miejsca pochówku Kopernika, Prowe przyjął z kolei za pewnik, że najbliższy temu miejscu ołtarz – siódmy (przedostatni) w prawym rzędzie – musiał należeć do Kopernika. Ponieważ nazwisko Kopernika znajdowało się na liście czternastej (listy, lub inaczej mówiąc spisy nazwisk, nie były co prawda numerowane, ale jednak uszeregowane w odpowiedniej kolejności). Prowe uznał, że również i ten ołtarz, który miałby należeć do Kopernika, winien być liczony jako czternasty. Zapewne nikt poza nim samym nie wpadłby na pomysł, aby ołtarze liczyć nie wprost, czyli jeden po drugim, w każdym z dwóch rzędów, lecz liczyć je na krzyż – przyjąwszy, że pierwszym będzie pierwszy ołtarz w lewym rzędzie, drugim – pierwszy w prawym rzędzie, trzecim – drugi w lewym rzędzie, czwartym – drugi w prawym itd., co jednak w rezultacie przyniosło spodziewany przezeń wynik: siódmy ołtarz w prawym rzędzie okazał się w istocie numerem czternastym! Teraz już Prowe nie miał wątpliwości – wszystkie trzy ogniwa, które zgodnie z normami obowiązującymi w kapitule, winny być ze sobą spójne, mianowicie kanonikat, ołtarz i grób, w przypadku Kopernika w całej rozciągłości tę regułę potwierdzały[10].
W świetle dzisiejszej wiedzy Prowe był zupełnym ignorantem, choć przecież nie można mu odmówić dorobku, który znalazł dla siebie trwałe miejsce w dziedzinie kopernikanistyki.
Po swych pierwszych publikacjach dotyczących grobu Kopernika, swoje zainteresowania przeniósł Prowe także na całokształt spraw związanych z biografią astronoma. Śledząc jego długie życie niemal krok po kroku, opublikował w latach 1883–1884 w Berlinie ogromną, dwutomową biografię Kopernika, z towarzyszącym jej tomem trzecim, zawierającym materiały źródłowe, głównie archiwalne. Dzięki temu stał się niepodważalnym autorytetem w dziedzinie wiedzy o Koperniku przez następnych sto lat – aż po nasze czasy[11].
To, co można by Prowemu zarzucić, to fakt, iż zajmując się kwestią pochówku Kopernika, nie uczynił tego w kontekście innych pochówków, choćby w czasach współczesnych Kopernikowi, co stworzyłoby mu szansę weryfikacji jego zbyt pochopnych ustaleń. Ograniczając tedy zakres swych zainteresowań jedynie do samego Kopernika, całkowicie zlekceważył choćby kwestię płyt nagrobnych, które w wielkiej masie (w liczbie ponad 100 sztuk) zalegały od stuleci w posadzce katedry. Właśnie w tym czasie, kiedy Prowe odwiedzał Frombork, mianowicie w 1861 r., na zlecenie gospodarzy katedry, wynajęta firma modernizowała posadzkę w głównej nawie, a przy tym również dokonywała transferu płyt nagrobnych pod ściany naw bocznych oraz ku przestrzeniom międzyfilarowym. Można zrozumieć intencje, które przyświecały gospodarzom katedry – chodziło im z jednej strony o dobry wygląd posadzki, i o to, aby usuwając płyty nagrobne z ciągów komunikacyjnych, ze względu na wielką wartość historyczną tych zabytków sztuki, uchronić je przed zatarciem, któremu już nawet niektóre z nich uległy.
Temu wielkiemu przedsięwzięciu, uzgodnionemu zresztą z konserwatorem zabytków w Berlinie, Ferdynandem Quastem, towarzyszyła jednak niewybaczalna niefrasobliwość. Przede wszystkim akcji tej nie poprzedzono szczegółową inwentaryzacją wszystkich obiektów in situ – w ich pierwotnym miejscu – przez co odebrano im podmiotowość, zburzono ich jedność z odpowiadającymi im pochówkami, które to pochówki bezpowrotnie skazano na anonimowość. A przy tym wszystkim, pozostawieni bez nadzoru robotnicy, dopuszczali się czynów karygodnych. Traktowali uszkodzone płyty (pękające przy ich podnoszeniu) jako „bezużyteczne” i tłukli je następnie na drobniejsze części, aby łatwiej usunąć je z katedry[12].
Wracając tedy do Prowego – można wskazywać na oczywiste niedostatki jego warsztatu badawczego, ale w końcu był on jednak nauczycielem gimnazjalnym, a nie zawodowym historykiem i jako taki, w zakresie swych „hobbystycznych” zainteresowań uczynił bardzo wiele. Można mieć jednak uzasadnione pretensje do niego o to, że w ogóle nie zainteresował się tym, co się dzieje w katedrze – że nie zainteresował się płytami nagrobnymi już nie tylko ze względu na samego Kopernika, lecz na zawarte w nich ogólne wartości poznawcze, które wszak dotyczyły środowiska, w którym przebywał Kopernik, a nawet wprost współczesnych mu kanoników, z którymi dzielił życie i obowiązki w kapitule. Mimo wszystko można się dziwić, że mając do dyspozycji pełne listy kanoników (ułożone, jak wiemy wedle następstwa), nie zechciał sprawdzić – pomimo, że wówczas jeszcze było to możliwe – jakich osób dotyczyły choćby te tylko płyty nagrobne, które znajdowały się w okolicy ołtarza, przypisywanego przezeń Kopernikowi. Gdyby zaś to uczynił, bez wątpienia musiałby stwierdzić, że przy ołtarzu, który przypisywał Kopernikowi, pochowano osoby z zupełnie innej listy niż ta, na której widniało nazwisko Kopernika. Mało tego – mógłby z łatwością stwierdzić, że osoby z tej listy chowano przy zupełnie innym ołtarzu, mianowicie przy ołtarzu czwartym, a nie siódmym. Stąd musiałby płynąć wniosek, że coś jest nie tak – że również i Kopernik winien być pochowany przy ołtarzu czwartym, a nie siódmym. Zresztą dowód na to, że kanoników z listy Kopernika chowano przy ołtarzu czwartym, w pewnej mierze zachował się do dziś. Jest to mianowicie płyta nagrobna kanonika Andrzeja Zagórnego (+ 1634), którego nazwisko wymieniono jako czwarte z kolei po nazwisku Kopernika. Płyta znajduje się co prawda na zapleczu czwartego ołtarza, ale pierwotnie musiała znajdować się w nawie bocznej, przy czwartym ołtarzu i w czasie „porządków” w 1861r., usunięto ją, podobnie jak usuwano z nawy bocznej wszystkie spoczywające w niej płyty[13].
Tymczasem jednak ustalenia Prowego uważano za niepodważalne. Gdy w związku ze zbliżającą się 400. rocznicą urodzin Kopernika, pojawiła się w 1871 r. koncepcja upamiętnienia miejsca jego pochówku w formie nagrobka, biskup Filip Krementz stwierdzał, że grób astronoma znajduje się „między drugim filarem od wejścia głównego w prawo oraz wejściem do przybudowanej tutaj, tak zwanej kaplicy Szembeka”. Sprawy nie zdołano jednak rozwiązać, ponieważ akurat w tym miejscu znajdowało się, jak wiadomo, ogromnych rozmiarów epitafium biskupa Szembeka.
Ponowną próbę upamiętnienia tego miejsca podjęto w pierwszych dniach stycznia 1939 r. Z taką inicjatywą wystąpił Uniwersytet w Królewcu, w związku z planowanymi tam w dniach 12–19 lutego uroczystościami na cześć Kanta i Kopernika. W tym celu przysłano do Fromborka ekspedycję archeologiczną, w której uczestniczył dr C. Conrades, konserwator zabytków w Prusach Wschodnich. Jej konkretnym zadaniem była identyfikacja szczątków Kopernika w miejscu pochówku, które wskazał niegdyś Prowe. Gdy jednak wykonano tam wykop, znaleziono w nim nie jedną, ale szereg ciasno ułożonych obok siebie, lub nawet spiętrzonych trumien. Ich stan zachowania nie wskazywał bynajmniej, że pochodziły z czasów Kopernika. Jednak przekonanie o tym, że któreś z ujawnionych szczątków muszą przecież należeć do Kopernika było tak silne, że po udokumentowaniu miejsca ich odkrycia wszystkie zabrano do Królewca, aby tam dokonać ich ostatecznej identyfikacji. Wychodzono z prostego założenia, że wystarczyłoby zidentyfikowanie czaszki 70-letniego starca, aby można było uznać, że są to szczątki wielkiego astronoma (tyle bowiem liczył lat w chwili śmierci). Badania nie przyniosły oczekiwanego rezultatu, choć oficjalnie usprawiedliwiano to faktem, że przeszkodziła temu wojna[14].
Niezwykle owocne okazały się dociekania dotyczące pochówku Kopernika, które na samym początku wojny podjął doc. Hans Schmauch, znany już wcześniej ze swych źródłowych publikacji, związanych z historią Warmii czasów Kopernika. Otóż w przeciwieństwie do Prowego, który interesował się zasobami Archiwum Diecezjalnego wyłącznie z okresu przynależności Kopernika do kapituły warmińskiej, Schmauch poszukiwał też wiadomości o jego poprzednikach. Znalazłszy bowiem w statutach kapituły postanowienie, iż „żaden z kanoników nie otrzymuje dowolnego ołtarza w katedrze, lecz tylko ten, który został zwolniony przez poprzednika”, poszukiwał z kolei informacji o tym, jaki ołtarz posiadał ów poprzednik Kopernika, który na wskazanej przez Prowego czternastej liście figuruje jako Joannes Zanow. Schmauch rozumował bowiem słusznie, że tego rodzaju ustalenie musiałoby oznaczać, że ten sam ołtarz posiadał również Kopernik. Stąd prosta już droga do wniosku, że przy tym samym ołtarzu zarówno jeden, jak i drugi zostali pochowani, a po nich – wszyscy inni następcy, figurujący na tej samej liście czternastej. I oto niewiele było potrzeba, aby w tej samej księdze protokołów, którą miał już w rękach Prowe, kilka stron wcześniej znaleźć bezcenną informację. Mianowicie pod datą 11 stycznia 1480 r., na swym pierwszym posiedzeniu po całym ćwierćwieczu wojen i niepokojów, kapituła postanowiła odtworzyć stan posiadania wszystkich ołtarzy. O ile któreś z nich wakowały wskutek zgonu dotychczasowych posiadaczy, przydzielano je obecnie tym, którzy objęli po nich kanonikaty w drodze następstwa. Schmauch mógł bez trudu stwierdzić, że wszystkie dokonane tam ustalenia pozostawały w idealnej zgodzie z następstwem uwidocznionym na każdej z szesnastu list, odpowiadających poszczególnym kanonikatom.
To przesądzało sprawę: w protokole posiedzenia powiedziano wyraźnie, że wymieniony na liście czternastej Joannes Zanow posiadał ołtarz czwarty w prawym rzędzie, a zatem i Kopernik, który bezpośrednio po nim został później wpisany na tę samą listę, musiał odziedziczyć po nim, wraz z kanonikatem, ten sam czwarty ołtarz w prawym rzędzie. Pozostaje to w zgodzie ze znanym od dawna faktem, iż Joannes Zanow zmarł w 1495 r. i zaraz potem wuj Kopernika, Łukasz Watzenrode, który sprawował godność biskupa warmińskiego, wszczął starania w kapitule, by na zwolnione miejsce przyjęła jego siostrzeńca. W tym celu Kopernik nawet przerwał studia na Uniwersytecie w Krakowie i pojawił się na dworze biskupim, by osobiście objąć kanonikat. Spotkał go niestety zawód. Ponieważ kapituła pozostawała aktualnie w ostrym sporze kompetencyjnym z biskupem, aż do 1497r. opierała się przed przyznaniem kanonikatu jego siostrzeńcowi. Aby nie tracił on na darmo czasu, wuj wyprawił go na studia do Bolonii i tam dopiero Kopernik dowiedział się, że został w końcu członkiem kapituły. Swój kanonikat wciąż wakujący po wspomnianym Joannesie Zanow objął więc Kopernik przez pełnomocnika.
Można więc uznać, że wspomniany historyk niemiecki Hans Schmauch, rozstrzygnął problem miejsca pochówku Kopernika w sposób nie budzący już żadnych wątpliwości: zgodnie z tutejszą praktyką, pochowano Kopernika nie tam, gdzie wskazywał Prowe, lecz przy czwartym ołtarzu w prawej nawie, którzy dowodnie do niego należał. Tymczasem – rzecz zdumiewająca – ten doświadczony badacz, jakim był Schmauch, odznaczający się osobistą, nadzwyczajną skrupulatnością, nie potrafił dopuścić myśli, aby wbrew oczywistym faktom, które sam ustalił, Kopernik został pochowany nie tam, gdzie znajdowało się jego pierwotne epitafium. W wypadku Kopernika musiało – jak sądził – zaistnieć wyraźne odstępstwo od reguły, którego nie sposób logicznie wytłumaczyć. Na koniec więc zadawał bezradnie pytanie: „Dlaczego szczątków wielkiego astronoma nie pochowano w najbliższym sąsiedztwie jego ołtarza, lecz dwadzieścia metrów dalej?”[15].
Z odpowiedzią na to pytanie pospieszył niezwłocznie inny badacz życia Kopernika, proboszcz jednej z nieodległych od Fromborka parafii, ks. Eugen Brachvogel. Jako znawca źródeł archiwalnych dotyczących tamtego okresu, posiadał niemały autorytet, toteż posłużono się nim jako ekspertem w czasie opisanych wyżej poszukiwań grobu Kopernika w 1939 r. W swej pośmiertnej już niestety, publikacji próbował szukać wyjścia z impasu. Uważał mianowicie, że posiadanie przez Kopernika czwartego ołtarza w momencie, gdy obejmował kanonikat, nie musiało być niczym ostatecznym – nie można wątpić, że w ciągu swojego długiego życia znalazł okazję, aby ów czwarty ołtarz zamienić na inny, czyli na ten właśnie, przy którym go w końcu pochowano, upamiętniając ten fakt stosownym epitafium w 1581 r. Tym sposobem Brachvogel spodziewał się rozwiać rozterki Schmaucha i nie widział sensu, aby dalej się sprawą zajmować.
W istocie, tradycja pochówku Kopernika w okolicach jego epitafium przetrwała tu również po wojnie. W 1973 r. z okazji obchodów 500-lecia urodzin Kopernika, kapituła warmińska ufundowała Kopernikowi pomnik, który ustawiono przy rzekomo należącym do niego ołtarzu – siódmym w prawym rzędzie.
Nieuzasadnione odstępstwo od reguły, którą usiłował usprawiedliwić Brachvogel, mogło jednak budzić wątpliwości i takie właśnie wątpliwości zgłosił niżej podpisany już w 1973 r., w opublikowanej wówczas książce Prywatne życie Mikołaja Kopernika oraz w jej kolejnych wydaniach z lat 1985 i 1997. Przed autorem stanęło wówczas pytanie: czy jest rzeczą możliwą, aby wbrew obowiązującym w kapitule statutom i wbrew wyraźnie obserwowanej praktyce, mógł Kopernik w sposób dowolny zamienić swój ołtarz na inny? Aby jednak znaleźć na to jednoznaczną odpowiedź, należało źródłowo ustalić posiadanie wszystkich szesnastu ołtarzy na przestrzeni od XV w., czyli odkąd istnieją źródła archiwalne dotyczącego tego zagadnienia, aż po rok 1720, odkąd zaniechano pochówków przy ołtarzach na rzecz zbudowanej w tym roku krypty kanonicznej, pod prezbiterium katedry. Ponieważ nie istniały żadne gotowe wykazy posiadaczy ołtarzy, należało przejrzeć całe stosy materiałów rękopiśmiennych w szczęśliwie ocalałym z wojny Archiwum Diecezji Warmińskiej, aby powyławiać z nich pojedyncze, przypadkowe wzmianki. Po latach trud ten przyniósł owoce. Udało się odtworzyć ściśle datowane łańcuchy posiadaczy każdego z szesnastu ołtarzy. Tym sposobem – bez zbędnych komentarzy – mogło się stać widoczne, że w łańcuchu posiadaczy siódmego ołtarza w prawym rzędzie dla Kopernika nie było miejsca[16]. Wymowa tych faktów była, zdaje się, tak oczywista, że dzisiejszy zwierzchnik kapituły katedralnej, ks. Biskup dr Jacek Jezierski, jako gospodarz katedry fromborskiej, podjął śmiałą decyzję, aby szczątków Kopernika poszukać tam, gdzie nigdy nikt ich nie szukał – przy czwartym ołtarzu w prawym rzędzie.
Zadanie to powierzył jednemu z najwybitniejszych polskich archeologów, profesorowi Jerzemu Gąssowskiemu. Jak wiadomo, podjęte w 2005 r. prace poszukiwawcze przy wspomnianym ołtarzu przyniosły oczekiwany rezultat – doświadczony antropolog profesor Karol Piasecki rozpoznał wśród kilkunastu odkrytych pochówków dobrze zachowaną czaszkę 70-letniego mężczyzny, która bez żadnych wątpliwości – wykazały to dalsze szczegółowe badania – należała do Mikołaja Kopernika. Pobrana z zęba próbka materiału genetycznego DNA okazała się tożsama z próbką pobraną z włosów, które odnalazł profesor Göran Henriksson w należącym niegdyś do Kopernika Calendarium Romanum magnum Stroefflera z 1518 r., znajdującym się wraz z całym księgozbiorem Kopernika w Bibliotece Uniwersyteckiej w Uppsali[17]..
Czy można tę sprawę uznać za zamkniętą? Z punktu widzenia historyka – zapewne tak. Ks. Biskup Jezierski zadecydował, że pomnik Kopernika przy siódmym ołtarzu zostanie zastąpiony nagrobkiem w sąsiedztwie czwartego ołtarza, który Kopernik posiadał po śmierci.

[1] S. Flis, W sprawie przyczyny śmierci Mikołaja Kopernika, Komunikaty Mazursko-Warmińskie (dalej: KMW), 1972, nr 2/3, s. 381–384; tenże, Kopernik u schyłku życia, (w:) Mikołaj Kopernik i medycyna, Warszawa 1973, s. 27–44.

[2] F. Hipler, Spicilegium Copernicanum, Braunsberg 1873, s. 352–353.

[3] J. Sikorski, W sprawie datowania śmierci Mikołaja Kopernika, KMW, 1973, nr 3, s. 261–274.

[4] Por. Słownik biograficzny kapituły warmińskiej, Olsztyn 1996; J. Sikorski, op. cit., s. 269–272.

[5] Cyt. za: E. M. Wermter, Das polnisch – litauische Staatswesen aus der Sicht des ermländischen Bischofs Martin Kromer, (w:) Acta Prussica. Abhandlungen zur Geschichte Ost- und Westpreussens, Fritz Gause zum 75. Geburtstag, Würzburg 1968, s. 170–171.

[6] Altpreussische Biographie, t. 2, 1967, s. 705.

[7] S. Starowolski, Scriptorum Polonicorum Hekatontas seu centum illustrium Poloniae Scriptorum elogia et vitae, Venetiis 1627, s. 158–162.

[8] F. Hipler, op. cit., s. 292.

[9] J. Śniadecki, O Koperniku, Wrocław 1955.

[10] L. Prowe, Ueber die Sterbeort und die Grabstätte von Copernicus, Der neuen Preussischen Provinzial – Blätter dritte Folge, t. 11, 1866, s. 213–245; tenże, Das Andenken des Copernicus bei der dankbaren Nachwelt, ibidem, s. 353–402.

[11] L. Prowe, Nicolaus Coppernicus, t. 1, cz. 1–2; t. 2, Berlin 1883–1884.

[12] F. Dittrich, Der Dom zu Frauenburg, Zeitschrift für die Geschichte und Altertumskunde Ermlands (dalej: ZGAE), t. 18, 1913, s. 157–158, 640.

[13] Katalog zabytków sztuki w Polsce, Braniewo, Frombork, Orneta i okolice, oprac. M. Arszyński, M. Kutzner, Warszawa 1980, s. 74.

[14] E. Brachvogel, Das Coppernicus – Grab im Dom zu Frauenburg, ZGAE, t. 27,1939, s. 277–278; Ermländische Zeitung, 12 I 1939, nr 10.

[15] H. Schmauch, Der Altar des Nicolaus Coppernicus in der Frauenburger Domkirche, ZGAE, t. 27, z. 2, 1941, s. 424–430.

[16] J. Sikorski, Kanonikat – ołtarz – grób. Obsada kanonikatów a przydział ołtarzy oraz kwestia pochówków w katedrze fromborskiej w XV–XVIII wieku, KMW, 2005, nr 2, s. 157–215; tenże, Grób Mikołaja Kopernika w katedrze biskupów warmińskich we Fromborku na tle praktyki grzebalnej kapituły w XV–XVIII wieku, (w:) Poszukiwanie grobu Mikołaja Kopernika, J. Gąssowski (red.), Pułtusk 2005, s. 81–170 (w wersji angielskiej: The search for Nicolaus Copernicus’s tomb, Pułtusk 2006).

[17] Badania nad identyfikacją grobu Kopernika (The search for identity of Copernicus tomb, editor J. Gąssowski, The Pultusk Academy of Humanities), Pułtusk 2008.